Do wypadku doszło we wrześniu 2023 r. w Sierosławiu niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego (woj. łódzkie). W prawidłowo poruszającym się po drodze, samochodzie marki Kia zginęli rodzice i ich pięcioletni syn. Za kierownicą BMW, które w nich uderzyło, siedział Sebastian M. Jechał z prędkością od 315 do 329 km/h i stracił panowanie nad pojazdem. Niedługo po wypadku mężczyzna wyjechał z Europy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Po ekstradycji do Polski, został przesłuchany w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach. Sebastian M. nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, przedstawiając swoją wersję zdarzeń z 16 września 2023 roku. Usłyszał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku. Grozi mu za to kara do 8 lat więzienia.
Teraz "Rzeczpospolita" ujawniła szokujące szczegółu aktu oskarżenia przeciwko Sebastianowi M.
Szokujące szczegóły aktu oskarżenia. Po wypadku zadzwonił tylko do ojca
Według ustaleń śledczych, Sebastian M. nie tylko nie udzielił pomocy ofiarom, ale również nie zadzwonił po służby ratunkowe. Jego jedynym telefonem po wypadku było połączenie do ojca – przekazuje dziennik.
Mężczyzna miał czekać za barierkami, zachowywać się obojętnie i nie przejmować się losem ofiar.
"Los pokrzywdzonych podróżujących samochodem Kia był podejrzanemu obojętny. Mimo że widział płonący samochód, nie ruszył się z miejsca, w którym na autostradzie zatrzymał się jego pojazd. W żaden sposób nie starał się pomóc ludziom usiłującym wydostać pasażerów samochodu (...). Po wyjściu z wraku (...) podejrzany ubrał się w kamizelkę odblaskową, przeszedł za bariery energochłonne i oczekiwał na dalszy bieg zdarzeń, koncentrując się głównie na wykonywaniu połączeń telefonicznych do swojego ojca (...). Świadek G. B. odnotował, że podejrzany zachowywał się tak, jakby "wjechał w kosz na śmieci". Zdziwienie świadka wzbudziło, że podejrzany oburzał się, że policjanci zatrzymali mu prawo jazdy" – czytamy w akcie oskarżenia, do którego dotarła "Rzeczpospolita".
Jechał z prędkością ponad 300 km/h. Próbował zacierać ślady
To jednak nie wszystko, Sebastian M, miał również próbować zatrzeć ślady swojej winy. Kilka godzin po wypadku "przywrócił zdalnie do ustawień fabrycznych" swój telefon komórkowy, żeby śledczy nie mogli dotrzeć do zapisanych w nim informacji.
Jak się okazało, auto Sebastiana M. było wyposażone w nielegalny antyradar, który "wykrywał i zakłócał pracę laserowych mierników prędkości stosowanych przez odpowiednie służby podczas kontroli prędkości na drogach", co "miało mu zapewnić bezkarność". Miał również usunięty fabryczny ogranicznik prędkości, przez co mogło osiągać prędkość powyżej 300 km/h.
Na kilka sekund przed zderzeniem oskarżony naciskał pedał gazu do oporu, a tuż przed uderzeniem gwałtownie skręcił kierownicą i użył hamulca ręcznego, co doprowadziło do utraty panowania nad pojazdem. Wcześniej, przez pół godziny poruszał się autostradą A1 z nadmierną prędkością.
W BMW znajdowało się dwóch pasażerów, z których jeden nie miał zapiętych pasów i doznał kilku złamań. Prokuratura zaznaczyła, że Sebastian M. już wcześniej miał zatrzymane prawo jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym.
"Wyjaśnienia S. M. są wiarygodne jedynie w zakresie, w jakim potwierdzają one, iż w dniu 16 września 2023 r. kierował on samochodem (...), pomógł wyjść z samochodu A. N. oraz pozostał na miejscu wypadku. W pozostałej części stanowią one zbudowaną na potrzeby postępowania karnego linię obrony, sprzeczną ze zgromadzonym materiałem dowodowym, w szczególności z zeznaniami świadków oraz uzyskanymi w toku śledztwa ekspertyzami biegłych" – podsumowują śledczy.
Czytaj też:
Sprawa immunitetów Brauna i Fritza. Jest wniosek BodnaraCzytaj też:
Sprawa Sebastiana M. Zaskakujący ruch prokuratury
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
