– W minionym roku liczba urodzeń w Polsce spadła do niespełna 252 tys. dzieci. To nie tylko najmniej od II wojny światowej, ale od 200 lat na całych obecnych ziemiach polskich – powiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prof. Piotr Szukalski, demograf z Katedry Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego. Dane te potwierdził wcześniej w lutym Główny Urząd Statystyczny.
Prof. Szukalski przeprowadził analizę danych GUS z poszczególnych powiatów. Z analizy wynika, że ciągu ostatnich pięciu lat Sopot odnotował ponad dwukrotny spadek liczby urodzeń. Podobna sytuacja występuje w powiatach hajnowskim, leskim oraz bieszczadzkim. Ekspert tłumaczy, że o spadającej liczbie urodzeń w Sopocie decyduje wypoczynkowy charakter miejscowości. – W efekcie są tu wysokie ceny nieruchomości. Mieszkańcy wyjeżdżają, sprzedają domy. A jeśli ktoś tu kupuje mieszkanie, to zwykle jako drugie, lub jako inwestycyjne. Dzieci rodzą się zatem w innych miejscowościach, często pobliskich. Zresztą Sopot ma też jeden z najwyższych odsetków osób w wieku powyżej 80. roku życia – tłumaczy profesor. – To zrozumiałe, zwłaszcza gdy rodzice decydują się drugie dziecko. W tej samej cenie w gminie leżącej blisko Warszawy czy Krakowa są w stanie kupić większe lokum – zauważa.
Nie wszędzie jest tak źle
Wśród dużych miast pozytywnie wyróżnia się Rzeszów – w 2024 roku "urodziło się 85,7 proc. liczby dzieci z 2019 roku" – informuje demograf. To oznacza najmniejszy spadek urodzeń wśród wszystkich miast, gdzie rządzi prezydent, w ostatnich pięciu latach.
Ekspert wyjaśnia, że Rzeszów jest "atrakcyjnym miejscem dla dużej części regionu, przyciąga młodych, a ci mają dzieci". Jest atrakcyjnym miejscem dla dużej części regionu, przyciąga młodych, a ci mają dzieci. "Lublinowi podobna sztuka się nie udała, ponieważ jest za blisko Warszawy, nieco lepiej radzi sobie z tym Olsztyn" – mówi "Gazecie Wyborczej".
Demograf z Łodzi mówi o społecznych efektach zapaści narodzin. Wskazuje, że będzie to m.in. konieczność zamykania szkół. – To nie będą popularne decyzje, będą się wiązać z koniecznością dowożenia dzieci do szkół 8-10 km. Samorządy są tu już na straconej pozycji – ocenia.
Czytaj też:
Wkrótce w Polsce znacznie przybędzie młodych Ukraińców. To efekt decyzji ZełenskiegoCzytaj też:
Japonia: Starzejące się społeczeństwo, inflacja i strach przed wojną
