Operacja "Celebryta" – faza zamknięcia
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Operacja "Celebryta" – faza zamknięcia

Dodano: 
Szymon Hołownia
Szymon Hołownia Źródło: PAP / Marcin Obara
Na naszych oczach polityczna kariera Szymona Hołowni dobiega kresu. Trochę to trwało, ale oglądamy kiepski koniec tego przedstawienia. Oczywiście nie był to pierwszy taki przypadek. Na myśl przychodzą pseudokariery Janusza Palikota, Ryszarda Petru czy Roberta Biedronia, ale historia Hołowni jest jednak czymś wyjątkowym.

W listopadzie 2019 r. na łamach „Do Rzeczy” (nr 48/2025) opisałem polityczny plan zdobycia prezydentury przez Szymona Hołownię w artykule pt. „Operacja »Celebryta«”. Podsumowałem w nim plotki dotyczące startu ówczesnej gwiazdy TVN w wyścigu o najwyższy urząd w państwie. Od tego czasu minęło prawie pięć lat. Szymon Hołownia zadeklarował właśnie, że wycofuje się z kierowania swoją partią Polska 2050. Wszystko wskazuje na to, że przyjmie jeszcze funkcję wicemarszałka Sejmu, ale skupić się ma na walce o wybór na Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców.

Dobiega więc końca pięcioletni eksperyment kreowania Hołowni na jednego z czołowych polskich polityków. Powoli na znaczeniu tracić będzie też jego ugrupowanie. Niezależnie od rozstrzygnięcia batalii o uzyskanie stanowiska w ONZ na naszych oczach kończy się epizod próby stworzenia nowej partii wokół celebryty. Oczywiście nie był to pierwszy taki przypadek. Na myśl przychodzą pseudokariery Janusza Palikota, Ryszarda Petru czy Roberta Biedronia, ale historia Hołowni jest jednak czymś wyjątkowym.

Od zakonnego nowicjusza do gwiazdy TVN

W jednym z wywiadów w 2019 r. Hołownia wyznał, że w dzieciństwie zawsze fascynowały go rola księdza i podniosły charakter liturgii kościelnej. I to rzucone od niechcenia wspomnienie z perspektywy czasu urasta do symbolu. Przez kolejne dekady swojego życia Hołownia zawsze miał namiętność do skupiania na sobie uwagi i głoszenia czegoś w rodzaju dobrej nowiny. Na początku była to naprawdę Dobra Nowina Jezusa Chrystusa. Chłopak z Białegostoku dwukrotnie rozpoczynał nowicjat w zakonach. Ale próby te się nie powiodły. I to też z dzisiejszej perspektywy daje do myślenia. Najwyraźniej były w jego psychice jakieś deficyty, jakieś braki, które skłaniały doświadczonych ojców zakonnych do odradzania mu podążania szlakiem nowicjatu zakonnego.

Nie mając szans na głoszenie kazań, Hołownia zamienił swoje powołanie zakonne na rolę świeckiego kaznodziei. Konkretnie – autora ok. 20. książek, za pomocą których zdobył popularność i rzeszę fanów wśród zwolenników katolicyzmu otwartego. To było trampoliną do uzyskania zaproszenia ze strony TVN, który organizował własny kanał poświęcony wierze o nazwie Religia TV. Rok później Edward Miszczak, jeden z czołowych decydentów TVN, dyrektor programowy stacji, zaproponował mu ku zaskoczeniu wielu osób rolę współprowadzącego dość błahego show „Mam talent”. Warto zwrócić uwagę na ten moment, gdyż z perspektywy czasu pokazywał on pewną cechę Hołowni. Był on gotowy przyjąć rolę de facto błazna jedynie w celu zdobycia popularności i oczywiście idących za tym sporych pieniędzy. Występując u boku zawodowego showmana Marcina Prokopa, były katolicki influencer nie miał żadnych zahamowań, aby w swej konferansjerce wplatać do dialogów dwuznaczne dowcipy, często o seksualnym podtekście.

Artykuł został opublikowany w 41/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także