I nie, w tym przypadku nie mam na myśli dziwnej sytuacji, w której to od chwili ogłoszenia przez premiera aktu dywersji na polskiej kolei do wykrycia sprawców i mocodawców (jak w i a d o m o, działali na zlecenie Moskwy) mija raptem kilkadziesiąt godzin, po czym rządowe media ogłaszają, że będzie prowadzone „największe śledztwo w historii”, dotyczące, jak można wnosić, tego, co służby wykryły, zanim owo „największe w historii śledztwo” ogłoszono. Mniejsza z tym.
Niemal w tym samym czasie ten sam rząd opracował i ogłosił uchwałę w sprawie „Krajowej Strategii przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego na lata 2025–2030”. Doprawdy, czytając ten tekst, opracowany w Ministerstwie Sprawiedliwości, dochodzi się do zaskakujących wniosków. Pierwszy: Polska stała się gniazdem straszliwych antysemitów, którzy lada moment przejmą państwo. Drugi: polski rząd został dotknięty ciężką chorobą, prawdziwą obsesją, wręcz formą paranoi na punkcie żydowskim. Jako że wszelkie znaki na niebie i na ziemi wykluczają pierwszą możliwość – jako żywo o żadnych antyżydowskich ekscesach w ostatnich miesiącach i latach nie słyszałem, bo przecież nie jest nim uprawniona krytyka zbrodniczej polityki Izraela wobec Arabów – to pozostaje wniosek drugi. Tak, rząd Donalda Tuska znajduje się w stanie ciężkiej paranoi. Tyle że zamiast się z niej leczyć, postanowił swoje urojenie narzucić reszcie społeczeństwa, wykorzystując do tego narzędzia przymusu państwowego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

