Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że nie zawaha się przed rozwiązaniem Marszu Niepodległości. Wystarczy odpalona raca. Nie jest to przesada?
Marcin Kierwiński: Nie jest. Warszawa ma różne doświadczenia z odbywającym się w niej tak zwanym Marszem Niepodległości. Fatalne sprzed kilku lat, gdy miasto zostało zdemolowane. I sprzed roku, gdy na Marszu pojawiły się haniebne, rasistowskie transparenty. Stąd ta zapowiedź pani prezydent.
Ale czy nie jest to niepotrzebna eskalacja napięć przed Marszem Niepodległości?
Prezydent stolicy, jako przedstawiciel samorządu terytorialnego stać musi na straży prawa. I tę wypowiedź pani Hanny Gronkiewicz-Waltz rozumieć należy nie jako jakąś eskalację, ale jako wyraźne podkreślenie, że prawo w Warszawie musi być przestrzegane. I, że dla jakiegokolwiek, choćby najmniejszego naruszenia prawa, tolerancji być nie może.
Wspomniał Pan o transparentach i różnych hasłach. Jednak organizatorzy twierdzą, że to nie są ich hasła, że są ludzie, również prowokatorzy, którzy pod Marsz Niepodległości próbują się „podpiąć”. Na dobrą sprawę pod demonstrację Platformy Obywatelskiej też ktoś może się „podłączyć” i wykrzykiwać niewygodne dla was hasła?
Nie wydaje mi się, by w przypadku Marszu Niepodległości można było mówić o tym, że podłączył się ktoś z zewnątrz. Bo te haniebne transparenty, które niesione były rok temu były trzymane nie przez jakieś grupki w tłumie, ale znalazły się na samym czele pochodu. Każdy ma prawo demonstrować swoje poglądy – lewicowe, prawicowe, centrowe. Wszystko musi się odbywać w majestacie prawa. Jeśli prawo jest łamane, reagować musi zarówno samorząd, jak i policja.
Czytaj też:
Winnicki: Gronkiewicz-Waltz na koniec kadencji pokazuje się jako osoba skrajnie nieodpowiedzialna i kapryśnaCzytaj też:
Gmyz: Jestem pewien, że podczas Marszu Niepodległości dojdzie do prowokacji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.