Od kilku dni w mediach pojawiają się doniesienia o Martyny Wojciechowskiej oraz Kamili Sukiennik, bliskich współpracownicach prezesa banku centralnego Adama Glapińskiego. Szczególny rozgłos zdobyły informacje dotyczące zarobków Wojciechowskiej.
Polityków PiS ma razić nie tylko rozgłos wokół całej sprawy, ale także wszechwładztwo obu pań. – Żartujemy, że mają większą władzę niż niektórzy członkowie zarządu banku – mówi jeden z polityków w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Inny członek PiS w rozmowie z "GW" stwierdził, że cała sprawa zaczyna być dla partii podobnym obciążeniem, jak zeszłoroczna afera z nagrodami, które przyznała ministrom premier Szydło.
Jak jednak podaje gazeta, sam Glapiński nie przejmuje się sygnałami z Nowogrodzkiej, gdyż czuje się niezagrożony na swoim stanowisku. – On ma kadencję do 2022 r. i nawet jeśli PiS przegra wybory, to PO też go nie wyrzuci, bo nie ma takiej możliwości ustawowej – mówi polityk partii rządzącej w rozmowie z "GW".
Czytaj też:
Andrzej Duda komentuje doniesienia o zarobkach w NBP. "Nie ukrywam, że zazdroszczę"
Czytaj też:
Polityk SLD kpi z asystentki Glapińskiego: Stanowczo za mało zarabia