Czy jednak widzą, że najważniejszą walkę w obronie małżeństwa pojmowanego w zgodzie z prawem naturalnym będą musiały stoczyć na polu wyznaczonym już przez przeciwników? Na polu nie światopoglądu, ale prawa, i to wywiedzionego z filozofii umowy społecznej. Rozsądne argumenty odwołujące się do wartości nie wystarczą do rozstrzygnięcia sporu czysto prawnego.
Wyzwanie
Stawka jest poważna. Przekonanie o nadrzędności prawa do indywidualnego „szczęścia” i samorealizacji ponad dobrem wspólnym to nic innego jak prawo do egoizmu, na ołtarzu którego poświęca się nie tylko instrumenty legislacyjne pomagające kształtować przyszłość demograficzną, nie tylko podkopuje się solidarność międzypokoleniową, na której często oparte są systemy ubezpieczeń społecznych, ale – co najważniejsze – ignoruje się niebezpieczeństwa dla zrównoważonego psychospołecznego rozwoju dzieci, pozbawianych wzorca rodziny opartego na… różnorodności (różnicy) płci właśnie. Pozbawianych też, przynajmniej w połowie, naturalnych rodzicielskich „korzeni”. Konsekwencji, wbrew zaklęciom postępowych inżynierów społecznych, jeszcze nie znamy.
Plan bitwy
Nie jest tajemnicą, że tekst warszawskiej deklaracji przygotowało i uzgadniało z Rafałem Trzaskowskim Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza. MNW pełni rolę koordynatora działań grupy organizacji (skupiających aktywistów środowisk nieheteroseksualnych) w ramach „Strategii wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce na lata 2016-2025”. Na stronie internetowej mnw.org.pl można się zapoznać ze Strategią oraz z gotowym projektem ustawy o równości małżeńskiej, wraz z uzasadnieniem i planowanymi zmianami niektórych innych aktów prawnych tak, aby były zgodne z tą ustawą.
Jako główny cel „Strategia” zakłada „trwałe wprowadzenie równości małżeńskiej”, które wymaga zbudowania woli politycznej (lobbing w ruchach społecznych, partiach politycznych i wśród pojedynczych polityków na poziomie samorządowym i krajowym, włączając kandydatów na prezydenta) oraz zwiększenia poparcia społecznego (przez popularyzację w mediach, edukacji, dyskursie publicznym, a także w środowiskach nieoczywistych, jak niektóre środowiska katolickie czy związki zawodowe).
Strategię i projekt ustawy przygotowali profesjonaliści (ich nazwiska wymienione są na stronie MNW, jednym z autorów jest Krzysztof Śmiszek, partner Roberta Biedronia). Opracowano nawet wytyczne dotyczące języka i rodzaju argumentacji, jakimi najlepiej posługiwać się w dyskusjach na ten temat. W niedawnym wydaniu „Warto rozmawiać” przedstawiciel stowarzyszenia My Rodzice, skupiającego rodziców osób homoseksualnych, w bardzo autentyczny sposób użył… takich samych przykładów, jakie są zamieszczone w zakładce strony MNW „Jak mówić o równości małżeńskiej”.
„Strategia” jest już realizowana, widać to zwłaszcza na poziomie samorządów, szczególnie wielkomiejskich (np. Łódź, Gdańsk, Poznań). Jednak Warszawska Deklaracja LGBT+ to „pierwszy w Polsce wchodzący w życie akt polityczny dotyczący tylko i wyłącznie osób LGBT+”, który, jak czytamy na stronie MNW „ma szansę zmieniać sytuację w całej Polsce”.
Pole już przygotowane
Rzeczywiście, podpisanie warszawskiej Deklaracji poskutkowało tym, że od kilku tygodni temat nie schodzi z politycznej agendy, co jest – nota bene - jednym z celów operacyjnych Strategii. Krytycy prezydenta Trzaskowskiego początkowo skupili się na jednym punkcie, jakim jest edukacja seksualna. Nie poświęcili dostatecznej uwagi edukacji antydyskryminacyjnej – a to ona, prowadzona zapewne w formie warsztatów, realizujących program wychowawczy zgodny z podstawą programową MEN (w programie przecież znajdują się takie cele jak przeciwdziałanie wykluczeniom, tolerancja, poszanowanie praw drugiego człowieka itp.) będzie kluczowa dla budowania społecznego poparcia wśród młodzieży dla projektu równości małżeńskiej.
Przykład Gdańska pokazał, że niezwykle trudno sprzeciwić się wprowadzeniu tego typu zajęć odwołujących się do haseł z programu wychowawczego – tym bardziej realizowanych „w ramach” tego programu w normalnych godzinach lekcyjnych. Pytania Rzecznika Praw Dziecka, zapowiedzi ministerstwa, kuratorów i rodziców mogą nie wystarczyć. Poparcie polityczne, częściowo na skutek nagłośnienia tematu przez media, ale też dzięki dość histerycznym komentarzom niektórych konserwatywnych polityków - również rośnie.
Konstytucja nie wystarczy
Łudzą się ci, którzy wierzą, że Konstytucja bezpiecznie chroni tradycyjne pojęcie małżeństwa. Propozycja ustawy opracowanej w ramach projektu „Równość małżeńska dla wszystkich” (zrealizowanego dzięki Funduszom EOG) zakłada jedynie niewielkie znowelizowanie istniejących przepisów prawa, polegające głównie na zamianie terminów „mąż” i „żona” na „małżonek” lub „małżonkowie”, a w Kodeksie rodzinnym „mężczyzna i kobieta” zawierający małżeństwo mieliby zostać zamienieni na „dwie osoby różnej lub tej samej płci”. Natomiast art. 18 Konstytucji – według autorów projektu – nie sprzeciwia się rozszerzeniu zakresu znaczenia małżeństwa, gdyż „przyznając opiekę i ochronę małżeństwu jako związkowi kobiety i mężczyzny, nie wyklucza istnienia małżeństw o innej strukturze podmiotowej. (…) Z przewidzianej w art. 18 Konstytucji normy programowej wynika nakaz wspierania przez organy władzy publicznej małżeństw tworzonych przez kobietę i mężczyznę. Kobieta i mężczyzna połączeni węzłem małżeńskim nie mogą być traktowani gorzej niż osoby tworzące inne związki.
Otwarcie małżeństwa dla par osób tej samej płci w drodze ustawy zwykłej w żaden sposób nie osłabi ochrony i opieki państwa nad małżeństwem kobiety i mężczyzny”. Taką koncepcję możliwej interpretacji Konstytucji potwierdził w lutym wyrok WSA w Warszawie. Całkiem niesłusznie obrońcy tradycyjnego małżeństwa poczuli się uspokojeni odmową przez tenże sąd transkrypcji aktu małżeństwa zawartego przez parę homoseksualną poza granicami kraju. Sąd bowiem niemal dokładnie pokazał w uzasadnieniu tę samą ścieżkę prawną, jaką wskazuje projekt „Równość małżeńska dla wszystkich”: „treść art. 18 Konstytucji nie mogłaby stanowić samoistnej przeszkody do dokonania transkrypcji zagranicznego aktu małżeństwa, gdyby w porządku krajowym instytucja małżeństwa jako związku osób tej samej płci była przewidziana.
Powyższy przepis nie zabrania przy tym ustawodawcy, by ten mocą ustaw zwykłych zinstytucjonalizował status związków jednopłciowych lub też różnopłciowych, które z sobie wiadomych przyczyn nie chcą zawrzeć małżeństwa w jego tradycyjnym rozumieniu”. WSA nie ma kompetencji autorytatywnego interpretowania Konstytucji, ale treść uzasadnienia pozostaje znacząca. Jednym z przewidzianych w Strategii sposobów wymuszania na Polsce wprowadzenia równości małżeńskiej są właśnie próby rejestrowania małżeństw jednopłciowych, następnie zaskarżania odmowy do sądów coraz wyższych instancji, a po wyczerpaniu możliwości w kraju, kierowanie sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, którego orzeczenia określają prawo do zawierania przez pary homoseksualne związków partnerskich jako „pozytywny obowiązek państwa” (gdyż 24 państwa na 47 reprezentowanych w Radzie Europy osiągnęły tzw. europejski konsensus). Z chwilą, gdy co najmniej 24 państwa umożliwią zawieranie takich małżeństw, Trybunał uzna za obowiązek także wprowadzenie równości małżeńskiej. I Nie będzie to, w świetle prawa, ingerowanie w sprawy światopoglądowe, ale realizacja praw człowieka, do przestrzegania których jesteśmy zobowiązani – ponieważ równość prawna nie może zależeć od światopoglądu.
Zresztą sama Konstytucja dała autorom projektu zmian prawnych szereg innych jeszcze argumentów, takich jak choćby prawo do poszanowania godności (art. 30), ochrony wolności (art. 31), równości właśnie(art. 32), poszanowania życia prywatnego i rodzinnego (małżeństwo nie wyczerpuje przecież definicji rodziny) oraz decydowania o życiu osobistym (art. 47), wreszcie zakaz dyskryminacji (art. 32). Prawo do zawarcia małżeństwa implikuje prawo do adopcji dzieci. W tekście wprowadzającym do projektu ustawy można przeczytać, że „osoby w związkach tej samej płci tworzą wychowywanym w nich dzieciom wartościowe środowisko opiekuńcze. W konsekwencji wraz z dostępem do małżeństwa powinny uzyskać możliwość ubiegania się o przysposobienie dziecka współmałżonka oraz o wspólne przysposobienie, po spełnieniu wszystkich warunków prawem przewidzianych”. Takie stanowisko już zajmuje w swoich rozstrzygnięciach ETPC.
„Postępowi” harcownicy
Deklaracja LGBT+, przyjęta najpierw w Warszawie, następnie, jak słyszymy, planowana w kolejnych miastach, jest więc częścią tej strategii. Stowarzyszenia LGBT+ działają legalnie, mają więc prawo lobbowania za zmianami prawnymi. Wydaje się jednak, że osoby i środowiska, w stosunku do których ten lobbing jest prowadzony, jeszcze do niedawna nie rozumiały, czemu ich poparcie ma w efekcie posłużyć. Po pierwsze dlatego, że hasła „tolerancji” i „równości” są tak oczywiste, że same mogą wystarczyć do wsparcia „w ciemno” wszelkich inicjatyw, które miałyby je realizować. Po drugie zaś dlatego, że umiejętnie prowadzona kampania nie polega na odkrywaniu od razu wszystkich kart, ale stopniowym, rozpisanym na etapy zdobywaniu poparcia (społecznego i politycznego) dla sekwencji mniejszych, konsekwentnie po kolei wprowadzanych zmian, z których jednak następne wynikają z poprzednich. Potwierdził to w rozmowie z DGP Paweł Rabiej. Co prawda po medialnej burzy, jaka rozpętała się wokół jego wypowiedzi, zasłonił się „prywatnymi poglądami”, ale trudno zakładać, że nie brał udziału w negocjowaniu zapisów Karty LGBT+, zarówno przed wyborami, jak i już po objęciu urzędu, i nie wiedział o jej istotnej roli w realizowaniu „Strategii”. Można podejrzewać, że świadomie wprowadził temat do publicznego dyskursu.
Barbara Nowacka, trochę na wyrost wypowiadając się w imieniu Koalicji Europejskiej, zapowiedziała wprowadzenie związków partnerskich. Politycy PSL, niespodziewanie dla siebie uwikłani w ten temat (przystąpienie PSL do KE miało miejsce trzy dni po podpisaniu warszawskiej deklaracji, kiedy to głównym tematem była zbliżająca się konwencja przedwyborcza PiS), pytani o małżeństwa jednopłciowe i adopcję mówią „nie”, ale na pytanie o związki partnerskie starają się, podkreślając swój konserwatyzm, jednocześnie stawiać diabłu ogarek w postaci ostrożnej zgody na ich wprowadzenie (Jarosław Kalinowski, Władysław Kosiniak-Kamysz) lub unikać jednoznacznej odpowiedzi i zmieniać temat.
Zapewne nie wszyscy w pełni zdają sobie sprawę (ale wielu na pewno tak) z tego, że wprowadzenie związków partnerskich, które mogłyby zawierać pary jednopłciowe, będzie w konsekwencji prawnej prowadzić również do uznania prawa tych par do zawierania małżeństw i do adopcji (pokazują to przykłady innych państw, w których zresztą zmiany prawne w tym zakresie niekoniecznie wynikały wprost z poparcia większości społeczeństwa, tylko właśnie z konieczności dostosowania prawa krajowego do tak rozumianych zapisów Karty Praw Człowieka). Ta „stopniowość” definiowania celu jest na razie korzystna dla środowisk LGBT+, bo sondaże pokazują, że dziś co prawda rośnie przyzwolenie na związki partnerskie, ale koncepcja rozszerzenia definicji małżeństwa wzbudza wciąż wyraźnie większy sprzeciw, podobnie jak postulat prawa do adopcji.
Obyśmy nie gnuśnieli w zaroślach
Prawdopodobnie zwolennikom konserwatywnego rozumienia małżeństwa nie uda się zupełnie powstrzymać zmian, których domagać się będą zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne czynniki. Tym bardziej, że rozstrzygnięcie nie będzie wynikać z tzw. „zdrowego rozsądku”, a z wykładni prawnej, opieranej coraz częściej nie – jak niegdyś – na duchu prawa, ale na jego literze. Czy bardzo umiejętnie wypracowana własna strategia, również wykorzystująca taką wykładnię, pozwoliłaby polskiej obyczajowej prawicy opóźnić ich wprowadzenie, lub chociaż zminimalizować zasięg?
Rozstrzygnięcia ETPC ulegają stopniowej ewolucji, na razie w kierunku coraz bardziej liberalnym, jednak długofalowo ta tendencja nie musi się pogłębiać. Wybory w poszczególnych krajach członkowskich Rady Europy wskazują na pewne wzmacnianie się środowisk konserwatywnych, być może więc jest szansa na zatrzymanie trendu. Nie wolno jej zmarnować. Zachowując szacunek dla godności osób homoseksualnych, trzeba spróbować wypracować taką definicję istoty małżeństwa, która wywodziłaby się nie tylko z prawa naturalnego, ale również z właściwie pojętej solidarności społecznej i dobra wspólnego, umocowanego także w prawie świeckim. Oprócz analiz podważających legalność „postępowych” rozwiązań - przygotować wyprzedzające pomysły legislacyjne. Bo jeśli zmieniona zostanie definicja małżeństwa, treści edukacyjne będzie trzeba do niej dostosować już automatycznie.
Czytaj też:
Lisicki: Kościół Franciszka odpuszcza z LGBT, toleruje tę ideologięCzytaj też:
"Nie jestem antyklerykałem". Trzaskowski: Episkopat wpisuje się w tezy pisowskiej propagandy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.