Miliony mieszkańców Starego Kontynentu szansy na nowe, lepsze życie szukały po drugiej stronie Atlantyku. W przeciwną stronę ruch był mniejszy. Zdarzali się jednak (i wciąż się zdarzają) jankesi tak zafascynowani kulturalnym dziedzictwem, zepsuciem i wyrafinowaniem Europy, że przenoszą się do niej na stałe. Marguerite Guggenheim, dla przyjaciół Peggy, poniekąd kontynuowała rodzinne tradycje. Jej ojciec utracjusz, zanim zginął w katastrofie „Titanica”, chętniej rezydował nad Sekwaną niż w Nowym Jorku.
Gdy wujkowie pomnażali rodową fortunę, ona trwoniła pieniądze na artystów i literatów. Bóg poskąpił Peggy twórczych talentów, ale i tak wywarła wpływ na sztukę nowoczesną: jako marszand i mecenas.
Lubiła kubizm, surrealizm, abstrakcję tudzież prymitywną sztukę z Afryki, Ameryki Południowej i Oceanii, choć zdarzyło jej się przyznać, że chętnie zamieniłaby całą swą kolekcję na „Burzę” Giorgiona. Film, najbardziej amerykańska forma sztuki, nie interesował naszej bohaterki w ogóle.
Żona wszystkich mężów
Do posiadanych rzeźb i obrazów Guggenheim miała bardzo osobisty stosunek. Nazywała je swoimi dziećmi (o prawdziwe potomstwo troszczyła się mniej). Twórcom pomagała, jak mogła, zyskując w zamian wdzięczność i szacunek. Tylko Picasso jej nie znosił, ale on mógł sobie na to pozwolić: odniósł sukces już wcześniej. Gdy pewnego dnia Peggy ośmieliła się dołączyć do grupy zwiedzających paryską pracownię mistrza, ten najpierw ją ignorował, a potem wypalił: „Dział z bielizną znajdzie pani na drugim piętrze”. Przełknęła zniewagę i polowała na dzieła Hiszpana gdzie indziej.
Flirt damy żyjącej z odsetek od kapitału z bohemą nie był aż takim dziwnym zjawiskiem. Jeszcze przed wielką wojną znudzone arystokratki i burżujki animowały rodzący się rynek sztuki. Gdy ucichły armaty, spustoszona i zbiedniała Europa stała się celem pokojowej inwazji Amerykanów. Siła dolara sprawiła, że nawet nie najlepiej sytuowani jankesi mogli używać życia na Lazurowym Wybrzeżu czy w Toskanii, o Andaluzji nie wspominając.
Peggy kochała podróże. Na paryskim albo londyńskim bruku czuła się o wiele lepiej niż w rodzinnym Nowym Jorku, który uchodził wszak za najbardziej europejskie miasto USA.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.