Zwolennicy generała podkreślają jego pragmatyzm i gigantyczne doświadczenie: zarówno jako szefa agencji wywiadu wojskowego (DIA), jak i szefa koalicyjnych służb wywiadowczych w Afganistanie. Krytycy generała zwracają jednak uwagę na jego skłonność do podkręcania faktów (podwładni w DIA mieli nawet stworzyć związek frazeologiczny: „fakty Flynna”), a także aroganckiego uciszania każdego, kto śmiałby mieć inne zdanie na temat obranej strategii.
Były szef wywiadu wojskowego jest też stanowczym zwolennikiem porozumienia z Władimirem Putinem, którego celem byłoby wspólne rozprawienie się z radykalnym islamem. Brzmi to tym groźniej, że gen. Flynn jest stałym komentatorem Russia Today, anglojęzycznej tuby propagandowej Kremla.
Miękkiej dyplomacji w stosunku do Moskwy może zaś chcieć spróbować również inny członek drużyny Trumpa – gen. James Mattis, najprawdopodobniej przyszły sekretarz obrony. Również on jest twardo stąpającym po ziemi realistą. Thomas E. Ricks z „Foreign Policy” określił go mianem „kogoś, kto wolałby napić się z tobą herbatki niż cię zabić, ale który będzie zadowolony niezależnie od tego, czy konwersacja zakończy się w pierwszy czy w drugi sposób”.
Lecz chociaż strategiczne porozumienie między USA a Rosją może dla Polaków brzmieć złowrogo, to warto pamięta, że amerykańscy rządzący są pragmatykami, starającymi się jak najlepiej dbać o interesy Ameryki. I taką twarz, racjonalnego polityka – w przeciwieństwie do kampanijnego radykała – będzie zapewne starał się pokazać 45. prezydent USA.
Donald Trump będzie więc szukał możliwości normalizacji stosunków z Rosją i uspokojenia sytuacji na Bliskim Wschodzie. Nie ma w tym niczego nowego. Podobnie postępował każdy nowy amerykański prezydent ostatnich dekad. Polepszenie nastrojów na linii Waszyngton-Moskwa oraz próba uspokojenia sytuacji w Syrii i krajach ościennych mogą być zaś dla Warszawy korzystne.
Jednocześnie w interesie USA leży stabilna i spokojna Europa. Można mieć więc nadzieję, że nowi spece od bezpieczeństwa w Białym Domu nie zgodzą się na osłabienie wschodniej flanki NATO. Zwłaszcza że sami nie mają zapewne wątpliwości co do natury samego przywódcy Kremla (sam gen. Flynn mówił w wywiadach, że za wrogów USA należy uważać „Rosję, Koreę Północną, Iran, Wenezuelę, kraje takie jak Kuba i oczywiście Chiny”). Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakłada, że gdy Rosja zawiedzie pokładane w niej nadzieje, to drużyna Trumpa, podobnie jak wcześniej gabinet Obamy czy ludzie George’a W. Busha radykalnie zmieni swoje nastawienie do Kremla.
To, co mocno dziwi i niepokoi zarazem, to fakt, że kraj z takimi aspiracjami jak Polska, wciąż nie ma własnej anglojęzycznej telewizji, która niczym Russia Today, France 24 czy Deutsche Welle przedstawiałaby i tłumaczyła polski punkt widzenia. Tłumaczyła nie tylko z języka na język, ale również na sposób zrozumiały dla zachodniego odbiorcy. W globalnej wojnie informacyjnej oddajemy więc pole nawet bez próby podjęcia walki. To poważny błąd, którego nie zrównoważą nawet najlepiej zmotywowani członkowie wojsk obrony terytorialnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.