To z kolei przekłada się na bardziej wojenną retorykę wobec Pekinu i sankcje wobec lokalnych (ale już nie centralnych, Boże broń!) urzędników w regionie zamieszkałym przez muzułmańskich Ujgurów. W ten coraz bardziej zimnowojenny ton wpisują się niektóre państwa członkowskie UE, szczególnie te mniejsze i te z „nowej Unii”, pragnące mniejszą siłę sprawczą (co wynika z demografii...) nadgonić byciem prymusem. Ostatnio Litwa, ustami mojego niedawnego sympatycznego kolegi z Parlamentu Europejskiego Landsbergisa – wnuka (tak, jego rodzony dziadek, pianista, był liderem niepodległościowego „Sajudisu” i pierwszym szefem Sejmasu, czyli parlamentu wolnej, postsowieckiej Litwy) orzekła, że porzuca formułę regionalnej współpracy z Pekinem w postaci „17 plus 1”. Ich sprawa, „Chińczyki trzymają się mocno”, mówiąc Wyspiańskim, jakoś przeżyją decyzję Wilna, nawet jeśli pójdą za nim Ryga i Tallinn.
Nieudany eksperyment
Cała ta sprawa skłania mnie do jednej refleksji. W sukurs idzie moja komputerowa pamięć, która każe mi pamiętać wszystko, nawet drobiazgi sprzed lat. Otóż Litwa już raz po wstąpieniu do UE odegrała rolę prymusa. Było to wtedy, gdy w krajach Unii toczył się proces ratyfikacji tzw. Konstytucji Europejskiej. Ostatecznie skończyło się to kompletnym fiaskiem i politycznym skandalem, bo dwa kluczowe państwa ówczesnej UE-25. czyli Francja i Holandia w referendach narodowych odrzuciły ową europejską quasi-ustawę zasadniczą. Ale część państw „Konstytucję Europejska” (cóż to była za pompatyczna nazwa!) przyjmowała nie via referenda, ale w głosowaniu w parlamencie narodowym, co przyspieszało proces ratyfikacji. Które państwo było tym prymusem, który na wyprzódki przyjął tenże „akt strzelisty”? Kto był pierwszy, aby przejść do historii? Oczywiście Litwa. Okazało się tylko, że nie było to żadne wtargnięcie do dziejów przez relatywnie nieduży naród, tylko nieudany eksperyment, który Republika Litwy podżyrowała jako pierwsza, ku późniejszym kpinom innych. Cóż, Wilno zostało wtedy jak Jan Himilsbach z angielskim.
Jak będzie tym razem? Prymusów się nie lubi. Ich wyjście przed szereg i nadgorliwość jest wyszydzana nie tylko w szkołach. Także w polityce międzynarodowej. Ale może tym razem stanie się inaczej i uznamy, że oto „prorok z Wilna” miał racje? Jak pisał poeta i biskup Ignacy Krasicki: „Wszystko to być może, ja to jednak miedzy bajki włożę”.
Ryszard Czarnecki jest europosłem PiS, byłym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego.