W zatwierdzonej w sierpniu strategii polityki zagranicznej Ukrainy jako jeden z priorytetów jest wymienione członkostwo tego państwa w Unii Europejskiej oraz NATO. Co stanowi największą przeszkodę dla tego kraju w akcesie do Sojuszu Północnoatlantyckiego?
Jan Piekło: Po pierwsze Rosja, która stara się wywrzeć wpływ na część ważnych rządów w Unii Europejskiej. Po drugie, postawa dużych krajów członkowskich, takich jak Niemcy i Francja. Była pewna szansa na akces do NATO podczas szczytu w Bukareszcie w 2008 r., ale właśnie Francja i Niemcy to zablokowały, mimo że USA były za. Również śp. prezydent Lech Kaczyński bardzo mocno to wtedy wspierał.
Jeden z doradców ds. zagranicznych kanclerz Merkel w jednym ze swoich wywiadów bardzo otwartym tekstem powiedział, że Niemcy chcą robić to, co nie wpłynie na złe stosunki z Rosją, i że znane są rosyjskie oczekiwania. Zupełnie tak, jakby Berlin wprost chciał realizować interes Rosji, który sprzeczny jest np. z interesem krajów wschodniej flanki NATO, czyli Polski, krajów bałtyckich, członków Grupy Wyszehradzkiej. Sąsiedztwo z Ukrainą, która by była członkiem NATO lub przynajmniej posiadałaby plan przygotowujący do członkostwa, miałaby perspektywę członkostwa w Unii Europejskiej, byłaby znacznie przyjemniejsza niż sytuacja, kiedy grożą nam takie rzeczy, jakie w tej chwili obserwujemy, czyli rosnąca agresja Rosji i gotowość do zagarnięcia kolejnych obszarów.
Jak można traktować poważnie zapewnienia Jensa Stoltenberga o solidarności z Ukrainą i braku zgody na kolejną agresję, gdy z drugiej strony jest taka duża wola Zachodu niedrażnienia Rosji? Czy te deklaracje mają w ogóle jakieś pokrycie? Na jakiej zasadzie NATO miałoby się angażować w konflikt na Ukrainie?
Zachód jednak pewną lekcję odrobił. Okazało się, że polityka appeasementu i polityka zgody na niekaranie Rosji bardzo ostrymi sankcjami za agresję w 2014 roku, czyli za nielegalną aneksję Krymu i wojnę w Donbasie, była nieskuteczna. Jak widać w tej chwili z zachowania Rosji, jej kolejnym celem jest jakaś dalsza ekspansja, czego dowodem jest to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, litewsko-białoruskiej, łotewsko-białoruskiej i na Ukrainie.
Wypowiedzi sekretarza generalnego NATO z Rygi były dość twarde. Oczywiście jest jakaś forma współpracy Kijowa z NATO. Jest również pomoc w postaci dostaw nowoczesnego sprzętu dla Ukrainy od USA, od Wielkiej Brytanii, od Kanady, a również Polska w jakiś sposób uczestniczy w przygotowywaniu ukraińskiej armii do tego, aby mogła stać się któregoś dnia członkiem NATO. Droga do tego jest nadal bardzo daleka. Gwarancje spokoju na granicach, które Rosja dała Europie podpisując Kartę Paryską w 1990 roku, zostały brutalnie złamane w roku 2014. Zachód i Ukraina mają prawo nie ufać i nie wierzyć Rosji.
Wydaje się, że konflikt w sytuacji, kiedy na całym świecie mówi się, że istnieje zagrożenie ze strony Rosji jest mało prawdopodobny. To może prowadzić do wniosku, że Moskwie może chodzić w całej sprawie o jakieś polityczne korzyści. Czy pana zdaniem istnieje realna groźba otwartego konfliktu zbrojnego, a jeżeli nie, to o co właściwie toczy się teraz gra?
Po pierwsze Putin ma duże problemy u siebie w domu z covidem i gospodarką, więc potrzebuje jakiegoś sukcesu. Po drugie, kiedyś sobie wymyślił, że pójdzie śladami carycy Katarzyny i księcia Potiomkina i będzie zbierał "ziemie ruskie". Stąd bierze się koncepcja ruskiego miru.
Nie tak dawno w paru wywiadach i wypowiedziach publicznych nie tylko Putina, ale i byłego prezydenta Federacji Rosyjskiej Miedwiediewa, zaczęła przebrzmiewać nuta, że czegoś takiego jak państwo ukraińskie nie ma i nie powinno być, bo Ukraińcy to są właściwie Rosjanie. Więc oczywiście istnieje groźba tego, że to może być poważna sprawa i może dojść do konfrontacji militarnej z Ukrainą.
Osobiście wydaje mi się, że Putin będzie bardziej stawiał na destabilizację wewnętrzną. Ona niestety postępuje, ponieważ sam prezydent Zełeński dał ku temu powody. Jego nazwisko znalazło się w Pandora Papers jako człowieka, który ma konta w rajach podatkowych i omija ukraiński system podatkowy. Po drugie Zełeński oświadczył, że na Ukrainie toczą się przygotowania do zamachu stanu, który ma rzekomo przpeprwadzić Achmetow, jeden z największych oligarchów na wschodniej Ukrainie. To wszystko w jakimś stopniu cieszy Kreml, bo tym można grać.
Wojna z Ukrainą toczy się od dawna nie tylko na płaszczyźnie militarnej, ale również na płaszczyźnie gospodarczej, energetycznej i społecznej. Służą temu fake konta, służą temu kampanie dezinformacyjne. Prawdopodobnie planem maksimum Kremla jest to, żeby system się tak posypał, żeby nie odnosząc wielkich strat armia rosyjska mogła przynajmniej zdobyć korytarz lądowy wiodący na Krym, co ze strategicznego punktu widzenia jest dla Rosji bardzo ważne. Sprawa jest poważna, takiego napięcia międzynarodowego nie było być może od czasu kryzysu kubańskiego.
30 lat temu Polska uznała niepodległość Ukrainy. Jak można podsumować nasze dotychczasowe relacje i jakie jest najważniejsze wyzwanie, jakie stoi przed naszymi narodami?
Polska wyciągając wnioski z ociągania się w uznaniu niezależności Litwy bardzo szybko zareagowała i była pierwszym krajem, który uznał niepodległość Ukrainy. To był ważny sygnał, który nawiązywał do wspólnej przeszłości walki z Sowietami, sojuszu Piłsudskiego z Petlurą, wspólnej walki i zdobycia Kijowa, potem udziału ukraińskich żołnierzy w walce o Warszawę w 1920 roku.
Oczywiście są zaszłości związane z rzezią wołyńską, o której pamięci na środkowej i na wschodniej Ukrainie nie ma, bo skąd miałaby być? Ona była użyta do budowania etosu ukraińskiej walki z Sowietami. UPA walczyła z Sowietami do lat 60-tych. Spotykała tych żołnierzy straszna kara, byli mordowani i wysyłani na Sybir.
To jest coś, co nam ciąży, natomiast w tej sytuacji, jaką mamy, nie należy czynić się zakładnikiem historii w stosunkach polsko-ukraińskich. Należy budować dobre sąsiedztwo i przyjazną granicę. Warszawa tak właśnie robi, bo bez względu na to, jaki rząd był u władzy, to zawsze Polska mówiła o potrzebie motywacji Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej i konieczności stworzenia planu akcesyjnego dla tego kraju do NATO.
Wiele się wydarzyło. Zostały zbudowane relacje między poszczególnymi regionami Ukrainy i Polski. Jest jeszcze migracja. Wielu Ukraińców żyje, pracuje, uczy się na terytorium Polski i to jest już pewien mechanizm społeczny i gospodarczy, który stanowi wielką wartością dodaną.
Czytaj też:
Formicki: Rosja wygrywa wojnę informacyjną z ZachodemCzytaj też:
"Zatrzymać NATO". Rosja zaproponuje nowy układ w Europie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.