Leon XIV a budowa "Kościoła bez dogmatów"

Leon XIV a budowa "Kościoła bez dogmatów"

Dodano: 
Papież Leon XIV
Papież Leon XIV Źródło: PAP/EPA / ANGELO CARCONI
Sergiusz Muszyński 23 listopada, z okazji 1700-lecia Soboru Nicejskiego, papież Leon XIV wystosował poświęcony tzw. ekumenizmowi list apostolski In unitate fidei.

Wzywa w nim, aby na drodze do jedności chrześcijan „zostawić za sobą kontrowersje teologiczne, które utraciły już swoją rację bytu”. Stwierdza także, iż ekumenizm nie oznacza „powrotu do stanu sprzed podziałów”, tylko „wymianę naszych darów i dziedzictwa duchowego”. Papież przytacza także credo nicejsko-konstantynopolitańskie, pomijając w nim jednak Filioque.

Takie ujęcie „ekumenizmu” nie powinno nas zaskakiwać. Stanowi ono prostą kontynuację destrukcyjnej rewolucji, toczącej Kościół od czasów II Soboru Watykańskiego. Zamiast – jak dotąd – wzywać odstępców do powrotu, hierarchia postanowiła z nimi „dialogować”. Zapomniawszy, że Kościół jest depozytariuszem całego Objawienia, jego pasterze „wspólnie poszukują prawdy” z wyznawcami innych religii. Oczekują „wymiany darów”, tak jakby herezja lub schizma mogły dać Kościołowi coś, czego on sam nie posiada. Nawrócenie, jeśli w ogóle miałoby mieć miejsce, nie jest już – jak dotąd uczono – jednokierunkowe. To nie odszczepieńcy mają wrócić do Kościoła, ale wszystkie „Kościoły i wspólnoty kościelne” mają się „zjednoczyć w braterstwie”.

Wskazany list In unitate fidei w pełni koresponduje z dotychczasowym postępowaniem nowego Ojca Świętego. W przemówieniu z 19 maja 2025 roku papież dokonał prawdziwej apoteozy fałszywego ekumenizmu, m. in. przywołując słynny dokument z Abu Zabi, podpisany przez jego poprzednika Franciszka. Przypomnijmy, że stwierdzono w nim, jakoby „pluralizm i różnorodność religii” były „wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie”. Wolą Bożą nie jest więc, aby wszyscy przyjęli chrzest i wyznawali wiarę katolicką, tylko panowanie „pluralizmu i różnorodności religii”. Wyrazem powyższego było spotkanie międzyreligijne, zorganizowane w Rzymie z okazji 60-lecia przyjęcia deklaracji Nostra Aetate II Soboru Watykańskiego. Udział w niej wzięli przywódcy i przedstawiciele judaizmu, islamu, hinduizmu, dżinizmu, sikhizmu, buddyzmu, zoroastryzmu, konfucjanizmu, taoizmu, szintoizmu oraz – jak to opisano – „tradycyjnych religii afrykańskich”. Program wydarzenia obejmował muzykę, osobiste świadectwa oraz występy kulturalne, które miały „celebrować jedność pośród różnorodności”. Punktem kulminacyjnym było przemówienie Leona XIV oraz „modlitwa o pokój”. Wszystko to budzi skojarzenia ze spotkaniem międzyreligijnym w Asyżu, które w 1986 roku zorganizował Jan Paweł II. Spotkaniem, które stało się symbolem posoborowego indyferentyzmu oraz fałszywego ekumenizmu. Wtedy wydawało się ono czymś szokującym, dzisiaj podobne wydarzenia stanowią już normę.

Tymczasem celem Kościoła katolickiego nie jest dbanie o „jedność w różnorodności”, braterstwo wszystkich religii ani o fałszywy pokój, oparty o naturalistyczne podstawy. W ten sposób swoje cele definiowało wolnomularstwo, ale nie Kościół Chrystusowy. Ten został bowiem powołany do nawracania żydów, heretyków i pogan, nie zaś do utwierdzania ich na drodze do piekła lub zapraszania do składania hołdów swym fałszywym bożkom. Jednoznacznie podkreślił to Pius XI, który w encyklice Mortalium Animos (1928 rok) potępił tak popularny współcześnie fałszywy ekumenizm oraz spotkania międzyreligijne. Stwierdził, że stoi za nimi, z jednej strony, fałszywe przekonanie o braku jedności Kościoła, a z drugiej chęć „zjednania w braterstwie” wszystkich religii. Oba te przekonania papież z całą mocą potępił, podkreślając że tego rodzaju „dialog” łatwo prowadzi do indyferentyzmu oraz modernizmu – „ani Stolica Apostolska nie może uczestniczyć w ich zjazdach, ani też wolno wiernym zabierać głosu lub wspomagać podobne poczynania”. Nauczał, że „pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli”.

Wracając do In unitate fidei, jego motywem przewodnim Leon XIV uczynił wspomniany Sobór Nicejski, przedstawiając go jako „wydarzenie ekumeniczne”. Gdyby pozostać przy tradycyjnym rozumieniu pojęcia „ekumenizm”, byłaby to oczywiście prawda. Każdy sobór ze swej istoty jest ekumeniczny, czyli powszechny, a więc obejmujący nie jakąś tylko część Kościoła, a cały Kościół Chrystusowy. Problem w tym, że rozumienie tego terminu po II Soborze Watykańskim jest inne, obejmując już nie tylko prawdziwy Kościół, ale także wspólnoty, które się od niego odłączyły. Tymczasem, jak uczył Leon XIII, „ci, którzy chodzą osobno, odstępują od woli i przykazania Chrystusa Pana, porzuciwszy zaś drogę zbawienia, idą na zgubę” (encyklika Satis Cognitum, 1896 rok). Ta zmiana znalazła wyraz w słynnej deklaracji Dominus Iesus (2000 rok), gdzie w oparciu o II Sobór Watykański uznano, iż we wspólnotach odłączonych „jest obecny i działa Kościół Chrystusowy”. Jednak, zgodnie z tradycyjną nauką (np. encykliką Piusa XII – Mystici Corporis, 1943 rok) Kościół Chrystusowy jest tożsamy z Kościołem katolickim. Tymczasem zgodnie z nauczaniem posoborowym, on jedynie w Kościele katolickim „trwa”. Oczywiście trwa najdoskonalej, ale nie może być już z nim tożsamy, skoro jest także obecny u heretyków i schizmatyków. Zapewne z tego powodu Dominus Iesus nazywa wspólnoty schizmatyków wschodnich „prawdziwymi Kościołami partykularnymi”, co w świetle tradycyjnej nauki tworzyłoby absurdalną konstrukcję „Kościoła poza Kościołem”. Nabiera ona pozorów logiki jedynie wtedy, gdy uznamy, że Kościół Chrystusowy nie jest tożsamy z Kościołem katolickim, obejmując także inne wspólnoty „chrześcijańskie”. Niemniej takie przekonanie zostało potępione, m. in. przez Leona XIII we wspomnianej encyklice Satis cognitum. Jak stwierdził Pius XII w Mystici Corporis, relacja heretyków i schizmatyków z Kościołem Chrystusowym jest następująca: „ci, co wiarą i rządami są od siebie oddzieleni, nie mogą być w takim jednolitym Ciele i w jego jedynym Boskim duchu”. Jakie więc – jak stwierdza Leon XIV – „ekumeniczne podstawy” miałby mieć Sobór Nicejski, który przecież zdefiniował ortodoksyjną doktrynę i potępił błędy arianizmu? Był więc – przy współczesnym rozumieniu pojęcia „ekumenizm” – w swojej istocie antyekumeniczny. Nie prowadził on „dialogu” ze zwolennikami Ariusza, ani nie modlił się z nimi o pokój. Nie chciał „zostawiać za sobą kontrowersji teologicznych”, tylko piętnował wierzenia heretyków.

W tym kontekście zaskakujące jest, że niektórzy komentatorzy pozytywnie oceniali użycie przez papieża w tym dokumencie sformułowania „wspólnoty eklezjalne” względem protestantów. Ów zwrot („wspólnoty eklezjalne” lub „wspólnoty kościelne”) nie jest żadnym przełomem. To określenie jest od dawna stosowane w rzymskich dokumentach lub przemówieniach papieskich. Odnajdziemy je, m. in. w dekrecie Unitatis redintegratio II Soboru Watykańskiego, encyklice Ut unum sint Jana Pawła II (1995 rok), czy słynnej deklaracji Dominus Iesus. Tego zwrotu używał także papież Franciszek, przykładowo w konstytucji Episcopalis Communio (2018 rok) lub w przemówieniu z 20 marca 2013 roku. Przeważnie występuje on w rzymskich dokumentach obok określenia „Kościoły”. W pełnym brzmieniu mowa więc o „Kościołach i wspólnotach kościelnych”. Zwrot „Kościoły” jest stosowany zazwyczaj do schizmatyków wschodnich, zaś „wspólnoty eklezjalne” względem protestantów. Kryterium miałoby być posiadanie przez daną grupę ważnych święceń biskupich. We wszystkich z nich zaś, choć w różnym stopniu, rzekomo „jest obecny i działa Kościół Chrystusowy”. Jak wykazano wyżej, nie ma to nic wspólnego z tradycyjną eklezjologią katolicką.

W In unitate fidei odnajdziemy także odwołanie do encykliki Jana Pawła II – Ut unum sint, w której papież z Polski, m. in. pisał aby w kontekście ekumenizmu pamiętać o „porządku czy hierarchii” prawd wiary, jak gdyby jedne miały być bardziej istotne od innych. Fundamentem przyszłej „jedności” miałyby więc być „zasadnicze podstawy wiary chrześcijańskiej”. Budzi to silne skojarzenia z przekonaniem, które potępił Pius XI, pisząc w Mortalium Animos że rozróżnianie między „zasadniczymi a nie zasadniczymi punktami wiary” jest „bezwarunkowo niedozwolone”. Leon XIV idzie jeszcze dalej, wzywając do „zostawienia za sobą kontrowersji teologicznych”, a jednocześnie pomija Filoque w credo nicejsko-konstantynopolitańskim. Jak gdyby to, czy schizma wschodnia w końcu przyjmie prawdę, że Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna, nie miało większego znaczenia.

Podsumowując, entuzjazm tych, którzy chcieli widzieć w Leonie XIV jakąkolwiek, choćby miękką korektę w dotąd praktykowanym, szalonym ekumenizmie, jest zdecydowanie przedwczesny. Wszystko wskazuje na to, że nowy Ojciec Święty będzie szedł tą samą zgubną drogą, którą kroczyli wszyscy jego poprzednicy od czasów II Soboru Watykańskiego. Podobnie jak Benedykt XVI na spotkaniu ekumenicznym w Kolonii w 2005 roku, Leon XIV odrzuca „ekumenizm powrotu”. Gdy w 1910 roku św. Pius X potępił francuski ruch Sillon, wśród napiętnowanych postaw znalazł się, m. in. fałszywy ekumenizm, prowadzący – zdaniem papieża – do utworzenia „Kościoła bez dogmatów”, bardziej uniwersalnego niż Kościół katolicki, w ramach którego wszyscy staną się „braćmi i towarzyszami w «królestwie Bożym»”. Czy z tym właśnie zjawiskiem nie mamy do czynienia współcześnie?


Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także