Ostatnio amerykańska telewizja informacyjna CNN donosiła, powołując się na wiadomości z wywiadu USA, że Federacja Rosyjska przygotowuje grupę prowokatorów, którzy mają dać Kremlowi pretekst do zaatakowania Ukrainy.
Możliwość inwazji na terytorium państwowe naszego wschodniego sąsiada skomentował w poniedziałek sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP. Marcin Przydacz był gościem "Kwadransa Politycznego w TVP 1.
Ryzyko ataku
– Ryzyko ataku jest dość poważne. To, jak sytuacja się rozwinie zależy od decyzji Moskwy, ale też od dalszych działań dyplomatycznych. My, jako Polska, oferujemy platformę do dialogu. Jest nią Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, ale Rosja musi chcieć rozmawiać, a na razie rozmowy nie przynoszą skutku – oznajmił wiceminister. – Uważam, że my, Zachód, mamy mocniejsze karty w tej grze – dodał.
Jeszcze w ubiegłym roku rosyjski resort spraw zagranicznych przekazał stronie amerykańskiej szkic porozumienia dotyczącego gwarancji bezpieczeństwa, jakie NATO miałoby udzielić Moskwie. Do spotkania dyplomatów obu stron miało dojść 15 listopada w gmachu MSZ Federacji Rosyjskiej. W zaproponowanej wersji dokumentu znajdują się m.in. zapisy, na mocy których Stany Zjednoczone miałyby powstrzymać "dalszą ekspansję Sojuszu na Wschód". Jeśli Amerykanie nie spełnią wymogów, Kreml grozi zaatakowaniem Ukrainy. Przy jej granicy rozlokowanych ma być już nawet ponad 100 tys. rosyjskich wojskowych wraz ze sprzętem.
Zdaniem Marcina Przydacza, takie propozycje ze strony Rosji to "absurd". – Eskalowane żądania strony rosyjskiej powinny być odrzucone. (...) To przecież nie NATO zaatakowało Donbas, to nie NATO odebrało Krym, to nie NATO zaatakowało Gruzję. Pakt Północnoatlantycki jest sojuszem obronnym i będzie bronić swoich sojuszników – stwierdził polityk.
Czytaj też:
Były ambasador RP o sytuacji na Ukrainie: Nie jest dobrzeCzytaj też:
Ekspert: Władze rosyjskie widzą dwa elementy, którymi mogą grać