Horban jest konsultantem krajowym w dziedzinie chorób zakaźnych oraz głównym doradcą Mateusza Morawieckiego do walki z pandemią COVID-19.
W styczniu tego roku 13 z 17 członków prowadzonego przez niego gremium oświadczyło, iż rezygnuje z doradzania rządowi Zjednoczonej Prawicy. Na pytanie, czy nie dało się zaistniałej sytuacji przewidzieć, prof. Andrzej Horban odpowiedział, że "nie jest politykiem, tylko lekarzem". – Koledzy przekazali mi chęć złożenia rezygnacji, poprosiłem w ich imieniu o spotkanie z premierem i ministrem zdrowia, na którym przedstawiono swoje stanowiska i podjęto decyzje, uznając dotychczasową formułę działania Rady jako nieprzystającą do obecnej rzeczywistości – mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Szokujące SMS-y
W poniedziałek podczas audycji "W pośpiechu" na platformie PCh24.tv Jan Pospieszalski opowiedział o zdarzeniu, które miało miejsce przed jego programem "Warto rozmawiać" 14 grudnia 2020 roku. Prof. Andrzej Horban zapytał dziennikarza w wiadomości SMS o szczegóły magazynu Telewizji Polskiej. Na wiadomość, iż jednym z gości będzie dr Włodzimierz Bodnar, lekarz z Przemyśla, Horban odpowiedział: "O q… to obawiam się, że ja nie będę". Zaproszenie do studia otrzymał również minister Michał Dworczyk z Kancelarii Premiera.
Następnie Andrzej Horban napisał: "To q nie dotyczyło min. Tylko dżentelmena z Przemyśla. Nie mam ani czasu, ani ochoty na dyskusje z…" [pisownia oryginalna – red.]. "Panie profesorze, Warto rozmawiać. W trosce o pacjentów" – odpisał Pospieszalski. "Tak, ale istnieje granica. Trudno się dyskutuje z płaskoziemcami (choć mają rację)" – stwierdził medyk.
– Prof. Horban w grudniu 2020 roku, kiedy umierają ludzie, kiedy mamy pierwszy szczyt zakażeń i zgonów, pisze, że trudno się dyskutuje z "płaskoziemcami", choć mają rację. W czym mógł mieć rację dr Bodnar, nazwany przez Horbana "płaskoziemcą"? Otóż dr Włodzimierz Bodnar mógł mieć rację w jednym – że COVID-19 da się leczyć. I to jest herezja, której nie wolno było powiedzieć wtedy. Bo COVID miał być wówczas chorobą tak przerażającą i tak strasznie śmiertelną, że w momencie, kiedy pojawią się szczepienia – to jest już moja spekulacja – wszyscy ochoczo nastawią ramię i bezdyskusyjnie przyjmą ten preparat – skomentował zdarzenie w swojej audycji Jan Pospieszalski.
Polityka lockdownów a zaufanie do władzy
W ubiegłym tygodniu marszałek Sejmu Elżbieta Witek poinformowała, że wpłynął projekt ustawy, która zastąpi proponowany wcześniej projekt druku numer 1846, nazywany "lex Hoc". Chodzi o ustawę segregacyjną, w której pierwotnej wersji pracodawca miał uzyskać możliwość wymagania od pracownika informacji o zaszczepieniu bądź niezaszczepieniu na COVID lub o negatywnym wyniku testu albo też informacji o przebytej infekcji.
Jan Pospieszalski odniósł się do tego pomysłu w swoim poniedziałkowym programie. – Czy można mieć zaufanie do władzy, która widząc rażące szkody, jakie przyniosła polityka lockdawnów, nie jest w stanie się przyznać, że popełniono błąd? Żeby przyjąć zupełnie inną strategię. Nic takiego się nie dzieje. Potężna grupa osób, które umarły, ponieważ zdezorganizowano opiekę zdrowotną, wprowadzono chaos w szpitalnictwie, zupełnie zdemolowało podstawową opiekę nad pacjentem, a wprowadziło teleporady – to spowodowało potężne konsekwencje zdrowotne. Płacimy dług zdrowotny. Według szacunków, wynosi on co najmniej 150 tys. istnień ludzkich – powiedział.
– Jak traktować poważnie i z szacunkiem ludzi, którzy rozważają wprowadzenia ustawy segregacyjnej, która nakłada na pracodawców zobowiązania, żeby śledzić, tropić sytuację zdrowotną pracowników, dzieli pracowników na zaszczepionych i niezaszczepionych? Pośredni przymus szczepienia, wprowadzany rękami pracodawców, jest jakąś szatańską sztuczką – stwierdził publicysta tygodnika "Do Rzeczy".
Czytaj też:
Ustawa 1981. Dziambor: Poproszę po 15 tysięcy od każdego posła PiSCzytaj też:
Jak sprawdzić, czy przeszło się infekcję koronawirusem? Prof. Gut odpowiada