– Trzy razy przekazano mi, że mogę umrzeć. Były momenty krytyczne. Traciłam świadomość. Wiedziałam, że to może być koniec. Całe życie stawało mi przed oczami. Człowiek wie, kiedy następuje ten moment – powiedziała parlamentarzystka w rozmowie z Wirtualną Polską.
"Człowiek leży w pampersie i nic nie może"
Barbara Dziuk zachorowała na COVID-19 w marcu ubiegłego roku. W wywiadzie powiedziała, że były to jedne z najcięższych chwil dla niej i bliskich. – Wysiadały mi po kolei wszystkie organy wewnętrzne, zaczęło się od zaatakowania nerek. Człowiek przy takim bólu nie może się ruszyć. Staje się całkowicie zależny od drugiego człowieka. Leży w pampersie i nie może nic – stwierdziła.
Przyznała, że w szpitalu były momenty, w których chciała się poddać. – Byłam na granicy dwóch światów. Właściwie nie dawano mi szans na przeżycie – powiedziała. – Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę jeszcze sprawna. Nie umiałam nawet ruszyć nogą. Dopiero po czterech tygodniach mogłam samodzielnie umyć sobie włosy i zęby, zrobić cztery kroki do umywalki. To była radość – podkreśliła.
"Pan Bóg chciał, żebym przeżyła"
Posłanka jest przekonana, że to wiara uratowała jej życie. – Pan Bóg chciał, żebym przeżyła. To była tylko wola Boża. Zostałam uzdrowiona. Na moją prośbę przyszedł ksiądz, który udzielił mi namaszczenia chorych i przyjęłam komunię – powiedziała.
Pytana o polityków, również z klubu PiS, którzy negują sens szczepień przeciw COVID-19, odpowiedziała, że "wykorzystują nurt antyszczepionkowy, by zyskać na popularności, kosztem zdrowia i życia innych". – Ja tego nie rozumiem, dla mnie to jest niepoważne – dodała.
Czytaj też:
Sejm odrzucił ustawę segregacyjną. Kaczyński krytykuje opozycjęCzytaj też:
Siarkowska: Segregacja sanitarna spowoduje kryzys polityczny