Nie warto się śmiać z fantastów. Wells opisywał okrucieństwo wojny powietrznej sześć lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej (i trzy dekady przed powstaniem doktryny Göringa wykorzystującej Luftwaffe). Arthur C. Clarke wymyślił satelity (i do końca życia żałował, że pomysłu nie opatentował), wyprawa na Księżyc opisana przez Roberta A. Heinleina w powieści science fiction została niemal idealnie powtórzona w rzeczywistości. Nie ma w tym żadnego wróżbiarstwa, wystarczy giętki umysł, zmysł obserwacji i odrobina wyobraźni. Wszystko to były rzeczy, które można było ekstrapolować, obserwując aktualny stan nauki i techniki. To pisarze. A co politycy i generałowie? Wspominałem o tym w innym miejscu, ale przypomnę: główna część ich roboty jest zadziwiająco podobna do pracy pisarza fantasty – chodzi o to, by wymyślając i testując rozmaite scenariusze, przygotować się na możliwe kryzysy w przyszłości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.