Od ostatniego piątku w co najmniej 40 miastach w Iranie, w tym w stolicy tego kraju – Teheranie, odbywają się demonstracje, w których protestujący domagają się zaprzestania stosowania przemocy i dyskryminacji wobec kobiet, a także uchylenia obowiązku noszenia hidżabu.
Światowe media podają, że w wyniku starć z państwowymi siłami bezpieczeństwa zginęło już dziesiątki protestujących. Warto jednak zauważyć, że przynajmniej póki co, nie ma możliwości zweryfikowania informacji o dokładnej liczbie zgonów. Różne szacunki dotyczące ofiar śmiertelnych i osób poszkodowanych w protestach zostały podane w Iranie przez tamtejsze grupy opozycyjne, międzynarodowe organizacje praw człowieka oraz lokalnych dziennikarzy niezależnych. Z kolei Amnesty International – międzynarodowa organizacja pozarządowa, której celem jest zapobieganie naruszeniom praw człowieka poprzez wszelkie pokojowe akcje obywatelskie – poinformowała w zeszły piątek, że w wyniku starć zginęło co najmniej 30 osób, w tym czworo dzieci. Natomiast według państwowych mediów Islamskiej Republiki Iranu, zginęło 35 osób.
System władzy w Iranie
W sobotniej rozmowie z portalem informacyjnym wPolitce.pl Witold Repetowicz zaznaczył, że skala protestów w Iranie "jest dość duża". Jednak jak stwierdził, w kraju Bliskiego Wschodu "miały już miejsce sytuacje o poważniejszej skali". – Fakt, że te protesty rozwijają się i coraz bardziej eskalują powoduje, iż nie można ich bagatelizować. Iskra spadła w momencie, w którym społeczeństwo jest zmęczone sytuacją ekonomiczną państwa. To w dużej mierze efekt nałożonych na Teheran sankcji – oznajmił dziennikarz.
Publicysta podkreślił także, że protesty wciąż się rozwijają i "nic nie wskazuje na to, by samo miałoby to ucichnąć". – Pamiętajmy jednak, że obecny system w Iranie nie upadnie bez rozlewu krwi – powiedział.
Czytaj też:
Gwałtowne protesty w Iranie. Władze ograniczają dostęp do internetu