Demokracja prawdziwa to taka, która jest skrupulatnie nadzorowana i sterowana. W innym przypadku ludzie wybierają, kogo chcą. Tak jak za słusznie minionej epoki wszystko, co nie zgadzało się z wolą Moskwy, było oskarżane o faszyzm, tak obecnie faszyzmem jest to, co odbiega od linii wytyczonej przez unijne elity.
Europosłowie z Niemiec – Katarina Barley, Daniel Freund i Moritz Körner – wystosowali list do szefa EPL Manfreda Webera o powstrzymanie tworzenia się prawicowego rządu we Włoszech. Europosłowie alarmują, że Meloni reprezentuje "prawicowe populistyczne stanowiska, które są niezgodne z podstawowymi europejskimi wartościami, otwarcie wzywają do dyskryminacji ludzi i zaprzeczają najokrutniejszym zbrodniom w historii Europy".
Ich zdaniem należy powstrzymać utworzenie się "prawicowego, ekstremistycznego" rządu z Meloni na czele. Zdrowy odruch prawdziwych Europejczyków świadomych prawdziwych europejskich wartości. Ale to wszystko za mało. Tylko demokracja zgodna z werdyktem unijczyków jest demokracją sprawiedliwą, a więc należy zapytać, czy obecne wyniki są w ogóle prawdziwe? Czy Bruksela powinna je uznać?
Autorytety ostrzegały
A przecież autorytety doradzały, pouczały, z troską pochylały się nad tym chorym człowiekiem Europy, którym nieoczekiwanie stała się Italia. Nawet sama szefowa Komisji Europejskiej wygłosiła tyradę, pogroziła palcem i – jakby samo to nie wystarczyło! – porównała ewentualne zwycięstwo Meloni do przykładu Węgier i Polski (sic!). A jednak, mimo tego całego dobra i ciepła płynącego z Brukseli, Włosi zagłosowali, jakby w ogóle nie byli unijczykami. Włosi głosowali, jakby – aż strach pisać – na sercu leżał im interes Włoch. Czyż to nie brzmi znajomo? Egoizm narodowy? Człowiek na pewnym poziomie wie, że stąd już tylko krok do najciemniejszych kart naszej historii. Wszak, jak naucza "Gazeta Wyborcza", patriotyzm jest jak rasizm. Najwyraźniej demony przeszłości tylko czekały na podniesienie łba.
Włosi również nie dorośli do Europy. Taka jest smutna prawda. Niby państwo "starej", a zatem tej prawdziwej, Unii Europejskiej,niby jedna z największych gospodarek kontynentu, a jednak i tam macki "skrajnej" (jak oceniają liberalne media) prawicy sięgają.
Pozostaje jednak pytanie, jak Unia mogła doprowadzić do tego stanu rzeczy? Jak obrońcy demokracji i wolności mogli przysnąć i dać odrodzić się demonom faszyzmu? Czyż nie było ostrzeżeń? Nawet teraz, niby postępowe, rzekomo praworządne media mają wątpliwości w kwestii poziomu zagrożenia. "Czy włoski skrajnie prawicowy rząd skręci w stronę faszyzmu? Na razie idzie drogą Polski i Węgier" – zastanawia się Michael von Liechtenstein na portalu Onet. Jak w tym momencie można w ogole stawiać takie pytania? Podobnie pisze Barbara Moens, która w tekście z Politico – przedrukowanym oczywiści na Onecie – co prawda wskazuje, że "skrajnie prawicowe partie, odrzucane przez dekady jako politycznie trujące, odniosły w tym roku wielkie zwycięstwa i są już częścią głównego nurtu", ale jednocześnie waha się postawić kropkę nad i w postaci reductio ad Hitlerum.
Również prof. Federico Vercellone w rozmowie z nieocenionym OkoPress diagnozuje, że obecna sytuacja jest podobna do tej, "gdy sto lat temu we Włoszech rodził się faszyzm. Socjaliści i komuniści byli zajęci wewnętrznymi sprawami. Podziały, podziały i jeszcze raz podziały między siłami demokratycznymi i partiami socjalistycznymi doprowadziły do faszyzmu". Prof. Vercellone jest filozofem, zatem przenikliwość jego analizy politycznej nie powinna nas dziwić. Zaskakuje jednak znowu fakt, że nie zdecydował się on nazwać rzeczy po imieniu. Nasz stary, dobry – co prawda z nowym naczelnym, ale dawną linią – "Newsweek" również niby przestrzega przed "najniebezpieczniejszą kobietą w Europie", ale stawia więcej pytań niż odpowiedzi.
Demokracja bez wyborców
Jedynie słynący z obrony zdrowego rozsądku i wszelkiego umiaru prof. Jan Hartman na łamach portalu "Polityki" miał odwagę wskazać, że "zaklinanie rzeczywistości nie działa. Z dwojga złego lepsza już histeria. W kolebce faszyzmu do władzy znów dorwali się ludzie o mentalności Duce". Tak, histeria to jedyne co zostało unijczykom. Bo jak tu nie bić na alarm? Wróg u bram. Skrajni hiper-ultra- nacjonaliści to już nie tylko sprawa Polski i Węgier, ale również Szwecji i Włoch, a także przecież Hiszpania, Francja i Portugalia nie są wolne od tego zagrożenia. Wszak niewiele brakowało, a Francuzi wybraliby Marine Le Pen w wyborach prezydenckich. Groza!
Bieg wydarzeń w Europie w ostatnich latach, wzrost popularności "sił ekstremistycznych", potwierdza jedynie, że tryumf niekontrolowanej demokracji jest przedsionkiem totalitaryzmu. Zalążki faszyzmu tkwią już w samych wyborcach, dlatego nie ma co się dziwić niemieckim europosłom, że chcą obejść ten czynnik – chcą demokracji bez wyborców. Po prostu dążą do tego, by demokracja przestała być spontaniczna, przestała być wyrazem woli ludu, a zaczęła być wyrazem woli unijnych elit (często niewybieranych w demokratycznych głosowaniach). Demokracja to faszyzm, a faszyzm to demokracja prawdziwa. Wolność to niewola, a ignorancja to siła.
Czytaj też:
Niemieccy eurodeputowani protestują przeciwko rządowi MeloniCzytaj też:
Fałszywi demokraci i fałszywi faszyści