Eurokołchoz niszczy motoryzację
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Eurokołchoz niszczy motoryzację

Dodano: 
Auto elektryczne, zdjęcie ilustracyjne
Auto elektryczne, zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / Wojtek Jargiło
Konstytucja Wolności || W dyskusjach o zakazie rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 w UE tkwi paradoks. Jego zwolennicy zachwalają zalety elektryków i twierdzą, że za kilka lat będą już tak dobre, że staną się po prostu lepsze od aut spalinowych.

Skoro tak – można spytać – to po co w ogóle przymus ich kupowania, bo przecież do tego sprowadza się decyzja UE? Gdyby auta na baterię – bo o takiej technologii dzisiaj przede wszystkim mówimy – były tak doskonałe, jak twierdzą zwolennicy przymusu, to przymus nie byłby potrzebny. Ludzie sami masowo rzuciliby się na nie i nastąpiłaby naturalna ewolucja rynkowa. Jeśli natomiast odgórnie wprowadza się przymus, to znaczy, że produkt, do którego się nas przymusza, wcale nie jest tak świetny i bez odgórnych zarządzeń ludzie nie byliby nim na większą skalę zainteresowani.

Może nie wszystko jest jeszcze stracone. Co prawda Fit For 55, w ramach którego politycy i urzędnicy chcą nam odebrać wolność wyboru, został już zatwierdzony, ale obecne rozwiązanie, uzgodnione pomiędzy Parlamentem a Radą, wciąż zawiera furtkę: w 2026 r. ma zostać dokonany jego przegląd i ewentualna rewizja. Poza najbardziej znaną i wyjątkowo ordynarną furtką dla samochodów luksusowych, jest tam również furtka dla paliw syntetycznych, które mogłyby być spalane w silnikach spalinowych.

W 2026 r. będzie mieli już inny Parlament Europejski i nową Komisję Europejską, co daje jakąś tam nadzieję na wycofanie się z tej bezbrzeżnej głupoty, ale powiedzmy sobie szczerze: nie jest to nadzieja zbyt wielka, bo ogromny jest poziom ideologicznego zaangażowania w „walkę z klimatem”, której jednym z najważniejszych frontów dla ekokomuny jest zwalczanie indywidualnej motoryzacji. Tak – motoryzacji w ogóle, nie tylko spalinowej, bo kto uważnie obserwuje rozwój wypadków, ten nie może mieć wątpliwości, że o to tu tak naprawdę chodzi, a nie po prostu o zmianę napędu pojazdów. Przymusowe narzucenie elektromobilności to zmiana całego modelu transportowego: odejście od posiadania samochodów na rzecz ich wynajmu, co wiąże się z niedostatkiem surowców koniecznych do produkcji akumulatorów. Koncerny nie będą chciały wypuścić gotowych baterii z rąk, aby móc je odnawiać i wstawiać do kolejnych aut jak najwięcej razy, nie będą zatem samochodów o nowym napędzie sprzedawać, a jedynie wynajmować. Bardzo ciekawie kilkakrotnie analizował to na swoim kanale YouTube „MotoPRawda” Paweł Rygas, dziennikarz motoryzacyjny portalu Interia.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także