Jurasz ocenia, że doszło do sytuacji patowej. "Równowaga sił na froncie i sytuacja, w której żadna ze stron nie jest w stanie uzyskać przewagi, jest, jak zwracali od wielu już miesięcy uwagę liczni komentatorzy, dokładnie tym momentem, w którym rozmowy pokojowe zaczynają mieć szanse powodzenia" – wskazuje były ambasador w tekście opublikowanym na portalu Onet.
Jednocześnie komentator krytykuje naiwność polskiej opinii publicznej, która nie wierzy, że wojna zakończy się przy stole negocjacyjnym.
"W wojnie chodzi bowiem zawsze o zwycięstwo, a nie o zwycięstwo w którejś z wielu bitew. W wypadku wojny z dysponującą bronią nuklearną Rosją oznacza to, że niechybnie tak Waszyngton, jak i Kijów zadawać będą sobie pytanie, jak bardzo jednoznacznie należy wygrać bitwę" – wskazuje Witold Jurasz podkreślając, że decyzja o rozpoczęciu negocjacji będzie prawdopodobnie zapadać powoli.Pokój wciąż się nie opłaca?
"Problemem jest jednak to, że pokój, jakkolwiek zaczyna mieć sens z militarnego punktu widzenia, politycznie nadal mało komu jednoznacznie się opłaca. Z punktu widzenia Władimira Putina doszłoby bowiem do zakończenia wojny po serii porażek. Z drugiej strony Putin nadal mógłby pokazać Rosjanom istotne zdobycze terytorialne. Dokładnie to zasadniczo utrudnia jednak, jeśli nie uniemożliwia, zawarcie pokoju prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu" – stwierdza analityk.
Według Jurasza, podejście do negocjacji ma dla Kijowa dwie strony. "Z ukraińskiego punktu widzenia zakończenie wojny, nawet po ewentualnym odbiciu Chersonia, ale bez wyzwolenia pozostałych zajętych przez Rosjan terytoriów, byłoby politycznie skrajnie trudne. Z drugiej strony rosyjskie bombardowania ukraińskiej infrastruktury cywilnej, które skutkować mogą, w skrajnym wypadku, nawet koniecznością ewakuacji Kijowa będą co prawda wzmacniać chęć walki niektórych Ukraińców, ale równocześnie zwiększać też presję na Zełenskiego, by mimo wszystko dążył do zakończenia wojny" – podkreśla publicysta.
Decydujący głos USA
Witold Jurasz stwierdza, że jednym z najważniejszych czynników decydujących o rozwoju sytuacji jest polityczna wola USA.
"Ewentualna presja Stanów Zjednoczonych na Ukrainę, by ta zgodziła się na dalekie zapewne od ideału warunki zakończenia wojny, nie będzie przy tym żadną 'zdradą Ukrainy'. Mówienie bowiem o zdradzie w sytuacji, w której Ukraina bez pomocy Zachodu, w tym mówiąc wprost przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, już dawno przegrałaby wojnę, byłoby bowiem grubą przesadą. Ukraina, gdyby nie dostawy broni i amunicji przez USA i gdyby nie wspomniane wsparcie wywiadowcze nie miałaby, niezależnie od bohaterstwa swoich żołnierzy, żadnych szans w starciu z nawet tak niedoskonałą, jaką się w efekcie okazała, rosyjską machiną wojskową" – czytamy.
Czytaj też:
Ukraina zawiedziona Zachodem. Doradca Zełenskiego: Możemy przestać grać w grę?