Beżowa Jones kocha pana Sułka

Beżowa Jones kocha pana Sułka

Dodano:   /  Zmieniono: 

Tak, wiem. Kawały o blondynkach są niefajne. Ale co poradzę, skoro niektóre dowcipnie trafiają w sedno? Na przykład ten: o czym myśli blondynka w czasie nocy poślubnej? Myśli: „Beżowy? Tak, chyba pomaluję sufit na beżowo”.

Tak, wiem. Katarzyna Kolenda-Zaleska jest brunetką. Ale jej podsumowanie roku w „GW” („Radość Euro 2012 i smutek wraku”) czyta się jak dziennik Bridget Jones. „Basta! Niech koniec roku będzie końcem narzekania, a początkiem świętowania tego, co się udało, przypominaniem sobie chwil naprawdę wspaniałych, z których możemy być dumni i na których możemy budować fundament na przyszłość” - apeluje czołowa publicystka mainstreamu, pozbywając się miazmatów skomplikowanej, polskiej rzeczywistości, niczym urocza Bridget swoich poradników.

Bo kiedy Kolenda-Zaleska myśli o „odchodzącym roku”, to myśli „przede wszystkim o Euro 2012” i wspomina „ten nastrój radości, swobody i beztroski”. Ba, dzięki Euro 2012 „przejrzeliśmy się jak w lustrze w twarzach naszych gości i zobaczyliśmy, jacy potrafimy być fajni”. I jest pytanie: jak bardzo trzeba być fajną, żeby zauważyć przy tym jedynie „niespecjalnie udany występ naszych piłkarzy”, nie dostrzegając zarazem 2 mld zł utopionych w narodowym (Brazylijczycy budują właśnie na Mundial 2014 stadiony porównywalne, tyle że za trzykrotnie niższą cenę), losu setek upadłych firm, które do dziś nie odzyskały pieniędzy wtopionych w budowaną po gierkowsku infrastrukturę na mistrzostwa? Czy w końcu haniebnych okoliczności „kibicowskiego” marszu Rosjan przez Warszawę?

„No i jeszcze z pewnym zaskoczeniem zobaczyliśmy, że jednak tej imprezy nie udało nam się spieprzyć, a przecież spieprzyć potrafimy wszystko, nawet naszą z takim trudem i poświęceniem odzyskaną wolność. Tak przynajmniej nam się wmawia (...)” - oburza się uroczo Bridget polskiego dziennikarstwa, która wie, że nie musi mówić, kto wmawia, bo to przecież wiadomo. Za to marzy o tym, by w takie rzeczy nie wierzyć (oprócz – rzecz jasna – marzenia o pokoju na świecie).

Nie przypadkiem martwi się, a nawet „czuje wstyd” za „nieumiejętność rozmawiania o rzeczach naprawdę ważnych, za koncentrowanie się na jakichś błahostkach, za nieumiejętność sformułowania wizji naszego państwa na następne lata, za uleganie emocjonalnym szantażom, które pogłębiają społeczne podziały, za ten język brutalny, który burzy wszystkie mosty”.

Naiwniej i śmieszniej zabrzmiałoby to chyba tylko trzynastozgłoskowcem, ale i tak jest beżowo, że hej. Bo wprawdzie Kolenda-Zaleska nie wymienia „rzeczy naprawdę ważnych” (in vitro, walka z homofobią?), za to nie ukrywa „błahostek”. Bo np. taki smoleński wrak. Jak wróci do Polski, to „rozhuśta emocje” i „jeszcze bardziej się pokłócimy”, a to takie przecież takie niebeżowe. Kolenda-Zaleska chciałaby też np., żeby w Warszawie stanął w końcu fajny pomnik śp. Lecha Kaczyńskiego, ale co zrobić, nie da się. „Po obu stronach sporu nie ma woli porozumienia się, nie ma woli kompromisu” - kreśli symetrię z lekkością poradnika „Jak zdobyć mężczyznę w 15 krokach”. Wystarczy? No skąd! Gorąco polecam lekturę w całości, bo nie jestem w stanie nawet w części oddać głębi wszystkich odcieni beżu języka i myśli autorki. Naprawdę, to najbardziej utleniony tekst, jaki ostatnio czytałem.

Tymczasem zachodzę w głowę, po co tzw. czołowe publicystki kraju („jest więc dobrze” – podsumowała rok po profesorsku Magdalena Środa) z mozołem zaczerniają biel papieru tzw. czołowego dziennika kraju, rozkładając myśl prostą na czynniki pierwsze, niuansując i ubierając w rozbudowane akapity, zamiast wdzięcznie i nieskomplikowanie - niczym Eliza panu Sułkowi z kultowego już dziś słuchowiska dawnej „Trójki” - wyznawać po prostu i szczerze: „Kocham pana, panie Tusku kochany”. Skoro się wzięło mentalny ślub z władzą...

Całkiem niedawno pewna wrocławianka pokazała, jak bez ceregieli robić premiera na różowo, gdy podczas wizyty Donalda Tuska wprost wyznała mu miłość w świetle kamer i mikrofonów. Nic, tylko brać przykład. Może nie będzie mądrzej, ale uczciwiej na pewno.

Autor: Piotr Kobalczyk
Czytaj także