Damian Cygan: Premier Morawiecki powiedział, że prezydent Duda postąpił słusznie, kierując nową ustawę o SN do TK, co wydłuży cały proces. Wcześniej PiS apelował do opozycji, żeby szybko przyjąć projekt, bo pieniądze na KPO czekają. O co chodzi?
Andrzej Anusz: Z punktu widzenia obozu rządzącego ruch prezydenta na pewno komplikuje funkcjonowanie Zjednoczonej Prawicy i może utrudnić prowadzenie kampanii wyborczej oraz przyczynić się do gorszego wyniku wyborczego Prawa i Sprawiedliwości.
Czy wątpliwości wokół statusu TK nie będą dla Komisji Europejskiej kolejnym argumentem, żeby dalej wstrzymać środki dla Polski?
Tak. Moim zdaniem w scenariuszu bazowym rząd zakładał, że prezydent podpisze ustawę o SN i skieruje ją do Trybunału w trybie następczym, a nie tak jak zrobił, czyli przed podpisaniem.
Cały ten proces ubiegania się o KPO ma podwójny wymiar – polityczny i prawny. Wydawało się, że prezydent podpisze ustawę, żeby uruchomić proces polityczny, dający szansę na odblokowanie tych pieniędzy, natomiast w kategoriach prawnych skieruje ustawę do Trybunału. Podejmując taką, a nie inną decyzję, prezydent zablokował proces polityczny dotyczący uruchomienia środków na KPO.
Do tego dochodzi jeszcze bardzo duży podział w samym TK, więc powstaje pytanie, czy ten Trybunał będzie w stanie stosunkowo szybko wypracować jakieś stanowisko w tej sprawie.
Opozycja uważa, że rząd PiS wcale nie chce tych pieniędzy, tylko prowadzi grę.
Ewidentnie widać, że jest napięcie w szeroko pojętym obozie władzy i że ta sprawa nie była dogadana między prezydentem a rządem. Myślę, że Andrzej Duda, który przecież osobiście spotykał się z przewodniczącą KE Ursulą Von der Leyen i ustalał pewne szczegóły, chciał wystąpić w roli mediatora, który przyczyni się do kompromisu z Brukselą. Ostatecznie decyzja prezydenta, w kategoriach politycznych, jest osłabieniem premiera Morawieckiego.
Głosu w tej sprawie konsekwentnie nie zabiera prezes PiS. Jak pan sądzi, dlaczego? Doradca prezydenta Marcin Mastalerek zasugerował, że gdyby Jarosław Kaczyński chciał coś konsultować, to zna numer do Andrzeja Dudy.
Uważam, że ta wypowiedź pana Mastalerka jest mocno niefortunna. Odbieram ją nawet w kategoriach pewnej arogancji. Wiemy, że relacje prezydenta z prezesem nie są specjalnie gorące, ale to wciąż jest jeden obóz polityczny i prezydent Duda na pewno ma świadomość, że swoje zwycięstwo wyborcze zawdzięcza całej formacji, w tym prezesowi Kaczyńskiemu.
Czego pan się spodziewa po wizycie Joe Bidena w przyszłym tygodniu? Prezydent USA przyleci do Polski drugi raz w ciągu jednego roku. Czegoś takiego nie było nigdy w historii.
Sądzę, że wizyta Bidena będzie związana z pokazaniem wielkiego poparcia dla Ukrainy i wzmocnieniem wschodniej flanki NATO. Proszę zwrócić uwagę, że planowane jest spotkanie Bukaresztańskiej Dziewiątki (Bułgaria, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Węgry - red.), w której to nasz kraj wyrasta na lidera, co jest bardzo dobrą wiadomością.
Spodziewam się, że Biden przyjedzie z jakimś nowym pakietem wsparcia wojskowego dla Ukrainy i być może dla Polski, w sprzęcie.
Nie ma też co ukrywać, że pobyt prezydenta USA w naszym kraju ewidentnie wzmocni obóz rządzący. Myślę, że władza bardzo liczy na to, że spodziewane straty związane z KPO nie spowodują tąpnięcia w sondażach właśnie dzięki wizycie Bidena, która idzie PiS w sukurs.
Czytaj też:
Wizyta Bidena w Polsce. "Prezydent chce podziękować"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.