W poniedziałek jednym z wiodących w mediach tematów jest niedzielny marsz opozycji. Podczas gdy politycy i środowiska związane z Platformą Obywatelską ogłaszają wielki sukces i przełom, ich konkurenci z partii i mediów powiązanych z PiS przekonują, że z niczym takim nie mamy do czynienia.
Prof. Ryba o celach Tuska
Na portalu wPolityce.pl wydarzenie skomentował prof. Mieczysław Ryba. Zapytany, czy marsz można postrzegać jako sprawdzenie pozycji Donalda Tuska na opozycji, historyk odparł, że istotnie dla lidera PO jako głównego organizatora wydarzenia, miało ono bardzo duże znaczenie.
"Zwłaszcza, że marsz był liczny. Sam Tusk był przez różne środowiska i media podważany jako lider opozycji, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej. Mówiono o potrzebie podmienienia go na Rafała Trzaskowskiego, że jest szklany sufit, którego nie jest w stanie przebić. Tusk jednak zrobił wrażenie. Teraz będzie sytuacja odwrotna i przypuszczam, że przynajmniej na jakiś czas nikt nie będzie kwestionował jego przywództwa na opozycji. Wszystko odbywało się pod jego zdjęciami, pod jego wezwaniem" – powiedział prof. Ryba.
Jego zdaniem jednym z celów Donalda Tuska była próba skłonienia liderów Polski 2050, PSL i Lewicy, żeby jednak zastanowili się nad wspólną listą w wyborach do parlamentu. Prof. Ryba ocenił, że media sprzyjające Platformie będą w tym zakresie naciskać na wymienione partie.
Prof. Ryba wyraził opinię, że Tusk niewątpliwie nie porzucił wizji zjednoczenia opozycji pod swoim przywództwem i bez względu na wynik jesiennych wyborów będzie chciał mieć z tego korzyść przy następnych wyborach, w tym być może prezydenckich.
"To było zmarginalizowanie celowe i Tuskowi w dużym stopniu się to udało. Chcieli iść osobno, zostali przywołani do porządku" – skomentował Ryba, pytany o obecność liderów Lewicy, PSL i Polski 2050 na marszu.
Łagodzenie retoryki
W dalszej części wywiadu wykładowca KUL został zapytany m.in. o liczne odwołania Tuska do patriotyzmu podczas jego przemówienia na marszu.
"Tusk przed wyborami będzie próbował łagodzić swoją narrację, którą sam długo i bardzo mocno zaostrzał. W ten sposób chciał zmarginalizować inne byty konkurencyjne na opozycji" – ocenił historyk.
"Mówiąc o biało-czerwonych flagach zapomniał, że na marszu były też niebieskie z gwiazdkami oraz tęczowe. Nie za bardzo się do tego odwoływał wiedząc, że to może nie podpasowywać pod wybory. Być może także po marszu będzie lekko wyłagadzał swoją retorykę, zresztą bardzo cynicznie. Tak to – łącznie z hasłami, które słyszeliśmy na marszu – wygląda" – powiedział prof. Ryba w wywiadzie dla wPolityce.pl.
Marsz 4 czerwca
W niedzielę ulicami Warszawy przeszedł marsz zwołany przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Politycy PO, na czele z byłym premierem Donaldem Tuskiem, przekonują, że udział w wydarzeniu wzięło nawet pół miliona osób. Jednak według nieoficjalnych szacunków policji, było to od 100 do 150 tys. osób. Natomiast lider Polski 2050 Szymon Hołownia stwierdził, że uczestników było 200-300 tys.
W poniedziałek, 5 czerwca rano Donald Tusk wystąpił na konferencji prasowej, na której podsumował niedzielny marsz w Warszawie. – Wszyscy zobaczyli, że jest duża szansa, by zmienić sytuację w Polsce. Mam wrażenie, że PiS od wczoraj rozumie, że nie ma mowy o bezkarności i braku odpowiedzialności. I że przeciwko takiej masie ludzi nie można już bezkarnie czynić zła – powiedział przewodniczący PO, cytowany przez portal Onet.pl. – Mam nadzieję, że tej lekcji już nikt nie zlekceważy – dodał. – Po tym dniu już nic nie będzie takie samo w polskiej polityce przez najbliższe miesiące – ocenił Tusk.
Czytaj też:
Sterczewski zadowolony z marszu. "Na każdym odcinku była flaga"Czytaj też:
Trzaskowski: Policja podlega dużej presji, żeby podawać zaniżone liczby