"Kampania wyborcza nabiera tempa tak dużego, że dorobiłem się właśnie własnego dziadka w Wehrmachcie. No, może nie dziadka, tylko brata dziadka, ale i ten przecież się przyda, żeby mnie nim okładać. Otóż dziennikarze dokopali się do informacji, że brat mojego dziadka w trakcie wojny był w Wehrmachcie, Selbstschutz i SA, a także znęcał się nad Polakami. Piszę wam o tym dlatego, żebyście dowiedzieli się tego ode mnie, a nie od pisowskich dziennikarzy ze szkoły Kurskiego. A teraz przechodzę do rzeczy" – rozpoczyna swój wpis na Twitterze Sławomir Mentzen.
Wskazuje, skąd pochodzi jego niemieckie nazwisko. "Mój pradziadek Józef Mentzen był 100% Niemcem. Mieszkał przed I wojną światową w okolicach Tucholi. Zdążył spłodzić z żoną Polką dwóch synów – Jana i Józefa, po czym ruszył walczyć za Kajzera z Carem i zginął w trakcie I wojny światowej, nie ujrzawszy na oczy swojego młodszego syna, a mojego dziadka – Józefa. Moja prababcia po śmierci męża ponownie wyszła za mąż, tym razem za Polaka. O relacjach pomiędzy braćmi nie wiem nic. Ich matka była Polką, ojczym Polakiem a żyjący do II wojny światowej dziadek Niemcem. Wychowywali się w odradzającej się po zaborach Polsce, na terenach poniemieckich, w dwunarodowej rodzinie, mieszkając w okolicy zamieszkanej zarówno przez Niemców jak i Polaków. To były skomplikowane i trudne czasy. W styczniu 1939 roku Józef ożenił się z Dominiką Serwaczyńską – moją babcią. Gdy wybuchła wojna, wstąpił do Wojska Polskiego. Walczył nad Bzurą, dostał się do niewoli, z której wrócił po paru miesiącach" – opisuje polityk Konfederacji.
Dziadek Mentzena odmówił zostania Niemcem
Zaznacza, że wtedy na Pomorzu trwała zorganizowana akcja mordowania Polaków przez Niemców. "Zamordowany został wtedy, za fakt posiadania wyższego wykształcenia, brat mojej babci, będący zresztą długoletnim kolegą mojego dziadka. To zdaje się, ostatecznie przesądziło, że dziadek nie miał wątpliwości, że chce jednak być Polakiem. Odmówił zostania Niemcem, odmówił zgody na likwidację swojej polskiej żony, za co oboje zostali wysiedleni w okolice Lublina. Tam uciekł do lasu, wstąpił do AK, gdzie doszedł do egzekutywy – wykonywał wyroki śmierci na agentach, kolaborantach i im podobnych" – relacjonuje Mentzen.
Po wejściu Sowietów był on poszukiwany przez NKWD. "Trafił do więzienia, z którego uciekł, został schwytany w Czechosłowacji. W międzyczasie urodziła mu się córka. Nie miał jednak okazji obserwować jej pierwszych lat życia, bo wyszedł z więzienia w ramach amnestii dopiero w okolicach 1955 roku, po 8 długich latach. W 1957 roku urodził się mój Ojciec. Dziadek zmarł w 1982 roku, 4 lata przed moim urodzeniem, więc nigdy go nie poznałem" – zaznacza.
"Brat dziadka uchodził za cwaniaka"
Polityk stwierdza, że los jego dziadka nie jest dla mediów ciekawy, ponieważ ciekawsza jest historia jego brata, Jana. "Zawsze uchodził za cwaniaka, nie był lubiany przez resztę rodziny, mówiono na niego Hans. Prawdopodobnie nie bez powodu, bo po wybuchu wojny Jan poczuł się dla odmiany Niemcem. W 1941 roku został powołany do Wehrmachtu, trafił na front wschodni. Walczył wtedy z Rosjanami na Krymie, zanim to było modne. W 1944 roku trafił na front zachodni, do Alzacji. Jego jednostka wycofała się do Bawarii, gdzie trafił do niewoli amerykańskiej. Pod koniec 1945 roku wrócił do Polski, gdzie po kilku miesiącach został oskarżony i skazany na 4 lata więzienia za udział w Selbstschutz i SA, a także za przemoc względem ludności polskiej, obelżywe słowa i donosy. Wyszedł z więzienia w 1949 roku i wyjechał do RFN, gdzie słuch po nim zaginął. I tak by już został zapomniany, gdyby nie kampania wyborcza w Polsce" – podkreśla Sławomir Mentzen.
"Jak wskazuje, nie poczuwa się do odpowiedzialności za czyny brata swojego dziadka, bo przecież nie miał na nie wpływu. "Mój dziadek był według mnie bohaterem, a jego brat kanalią. Jeśli mogę czuć dumę z powodu tego pierwszego, to może powinienem wstydzić się za tego drugiego, ale nie zamierzam. Nie czuję żadnego związku z człowiekiem, z którym łączy mnie wprawdzie dalekie pokrewieństwo, ale dzieli wszystko inne, o którego istnieniu niedawno się dowiedziałem" – podkreśla. Jak widać po życiorysach tych dwóch braci, każdy sam decyduje, jakim chce być człowiekiem i każdy sam ponosi odpowiedzialność za swoje wybory. Każdy sam wybiera dobro albo zło. Ta sama rodzina, to samo środowisko, a jakże różne biografie. Na koniec serdecznie pozdrawiam dziennikarzy, których news nie będzie już tak świeży, jak to sobie zaplanowali. Szukajcie dalej. Może teraz jakaś historia z Potopu Szwedzkiego? Wtedy to dopiero się działo..." – kończy ironicznie jeden z liderów Konfederacji.
Czytaj też:
"Zdrada ideałów". Siarkowska przechodzi do Konfederacji, uderza w PiS