Na przykład resort kultury. Słyszeliśmy o dwóch typach. Paweł Kowal lub Paulina Hennig-Kloska. I tak nagle oto po raz pierwszy w życiu okazało się, że marzymy, by Ministerstwo Kultury dostał ktoś z Peezelu.
Wcale nie żartujemy. Tak sobie bowiem pomyśleliśmy, że gdyby kultura przypadła zielonym braciom, to może nie przerobiliby wszystkich muzeów rozkręconych za Glińskiego w instytuty LGBT. Inna sprawa, że na konserwatyzm w tej kwestii można liczyć jedynie u starych ludowców, takich, którzy jeszcze pamiętają ZSL albo pierwszy rząd z SLD. A oni wszyscy woleliby być ministrami rolnictwa albo sprawdzać się w biznesie.
Giełda nazwisk dotyczy też nazwisk do pełnienia rozmaitych funkcji, niekoniecznie ministerialnych. Pojawiły się więc ploteczki, kto ma zastąpić jednego z Panów G. na placówce w Berlinie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.