Wspólnota mieszkaniowa
  • Joanna BojańczykAutor:Joanna Bojańczyk

Wspólnota mieszkaniowa

Dodano: 
Bloki mieszkalne, zdjęcie ilustracyjne
Bloki mieszkalne, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Dom, w którym wszystko jest funkcjonalne, zaprojektowane i gotowe, nie wywołuje u mieszkańców potrzeby kontaktów z sąsiadami. Latami wchodzą i wychodzą ze swego kubiku, nie wiedząc, kto mieszka za ścianą, i nie interesując się tym specjalnie. Bo po co?

Jak wielu rozbitków z popowstaniowej Warszawy moi dziadkowie, pozbawieni dachu nad głową, trafili do Milanówka. Przedwojenna miejscowość letniskowa z eleganckimi willami w ogrodach przyjęła setki rozbitków ze stolicy, tak jak dziś przyjmujemy Ukraińców. Wille i domy letniskowe podzielono na mieszkania, pokoje, kawalerki.

Dziadkowie należeli do pokolenia urodzonego na przełomie wieków XIX i XX – dziadek do ostatniej dekady XIX w., babcia – już pierwszej XX w. Razem z innymi lokatorami wkwaterowano ich do przedwojennej, eleganckiej willi, z której nowa władza łaskawie nie wypędziła właścicielki, pani Kiersnowskiej. Zajmowała ona mały pokoik na górze, urządzony antykami i pachnący perfumami. Wsparta na lasce przechadzała się po ogrodzie, lustrując zniszczenia spowodowane przez nas, hordę bachorów, które ogród traktowały jak pole bitwy, nie szanując gazonów. Wyobrażam sobie, co czuła na ten widok. My bardzo się jej baliśmy.

Poza nami w willi Jasna mieszkało jeszcze jakichś pięciu czy sześciu lokatorów – rodziny, pary, osoby samotne. Kuśnierz z żoną, robotnik z Ursusa z trojgiem dzieci, nauczycielka. Zajmowaliśmy mieszkanie na dole.

Cały artykuł dostępny jest w 45/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także