Umowa koalicyjna którą KO, Trzecia Droga i Lewica ogłosiły, by stworzyć „fakt prasowy” potrzebny do dyskredytowania misji tworzenia kolejnego rządu przez Mateusza Morawieckiego, zmieściła się na ośmiu stronach. Już samo w sobie stanowi to fantastyczny kontrast polskiego „jakoś to będzie”, zaprawionego ułańską fantazją, ze szwabską nudną pedanterią.
Nie trzeba dodawać, że polska umowa koalicyjna, w przeciwieństwie do tej u senior-partnerów nowej-starej władzy, składa się niemal wyłącznie z ogólników: „podejmiemy działania mające na celu”, „przedstawimy kompleksowy program”, „stworzymy warunki dla poprawy”, „należy dążyć do”, „nie może dłużej być tak, że” – i takie tam. Konkrety są w zasadzie tylko dwa. Pierwszy, to przywrócenie przywilejów emerytalnych ubekom, esbekom i innej komunistycznej swołoczy, która jeszcze żyje na polskiej ziemi, i która w ogóle nie powinna dostawać żadnych emerytur, co dopiero wyższych – tak, jak żyjącym jeszcze weteranom waffen-SS w Holandii, Belgii i Skandynawii emerytury wypłaca państwo niemieckie, tak funkcjonariuszom PRL powinien je wypłacać Putin, i do niego, a nie do polskiego ZUS-u, z roszczeniami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.