Najpierw proszę sobie przypomnieć, jak w Polsce wyglądały protesty przeciwko covidowej polityce rządu PiS. Przede wszystkim było ich bardzo niewiele, a jeśli już się zdarzały, to przyciągały minimalne liczby ludzi. I to rekrutujących się czasem ze środowisk wątpliwych i mocno ekstremalnych. A przecież powodów do protestu było aż nadto: bezprawne ograniczenia podstawowych praw obywatelskich, bezprawny nacisk na pracowników wielu branż w sprawie szczepień, przymusowe zamknięcie firm w licznych branżach, często skutkujące zakończeniem działalności, horrendalne kary wymierzane przez Sanepid (do dzisiaj pamiętam historię starszej pani, która za uciekającym pieskiem weszła do zamkniętego parku – zagadką pozostaje, dlaczego parki bywały zamknięte z powodu pandemii – i została ukarana grzywną w wysokości 10 tys. zł).
Teraz proszę sobie przypomnieć sceny, jakie z tego samego powodu mogliśmy w latach 2020-2022 oglądać w Paryżu, Brukseli, Londynie, Amsterdamie czy Sydney. Demonstracje antylockdownowe i antycovidowe bywały tam wielokrotnie większe, przyciągały wiele całkowicie przeciętnych osób, nijak niezwiązanych z jakąkolwiek ekstremą, a tłumione bywały bardzo brutalnie. Czy to państwa nie zastanawiało?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.