Celowe zbombardowanie ambasady innego państwa zwykło się uważać za akt równoznaczny z wypowiedzeniem mu wojny. Gdyby uczyniła tak Polska, Czechy czy jakiekolwiek inne państwo na świecie, zostałyby natychmiast potępione i wezwane przez wspólnotę międzynarodową do powstrzymania swoich działań. Po niedawnym izraelskim ataku na placówkę Iranu w Damaszku, w którym zginął dowódca Gwardii Rewolucyjnej, na jednoznaczną krytykę tego wydarzenia pozwoliło sobie jednak raptem kilkanaście państw. Zbiorowe milczenie i odwracanie wzroku od coraz bardziej agresywnej postawy Izraela to niestety nie przypadek, lecz efekt stosowanej konsekwentnie od dziesięcioleci polityki rażącego uprzywilejowania tego państwa.
O wpływach izraelskiego lobby w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie najwięcej mówi to, że już sama próba podjęcia systematycznej analizy jego oddziaływania na sferę publiczną napotyka od lat gwałtowną reakcję wielu środowisk. W najbardziej spektakularny sposób przekonali się o tym kilkanaście lat temu John Mearsheimer oraz Stephen Walt, autorzy książki pt. „Izraelskie lobby i amerykańska polityka zagraniczna”. Po jej publikacji naukowcy zostali „anulowani” z wielu wiodących mediów, odwoływano im umówione wcześniej spotkania, a ostatecznie oberwało się nawet samemu Zbigniewowi Brzezińskiemu, który ośmielił się wyrazić pochlebnie na temat ich pracy, doceniając warsztat naukowy.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.