Decyzja prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, by jednocześnie zakazać symboli religijnych w urzędach miejskich i nakazać afirmację tzw, mniejszości seksualnych pokazuje, że obawy były uzasadnione. Tak, Polska ma doświadczyć dokładnie tego samego co stało się udziałem Hiszpanii, Irlandii, Francji czy Niemiec – religia już nie może być ważnym punktem odniesienia dla społeczeństwa i narodu a symbole katolickie mają zniknąć z przestrzeni publicznej.
Trzaskowski nie tylko łamie, wszystko na to wskazuje, obowiązujące w Polsce prawo, zapewniające przecież wolność wyznania i jego wyrażania, ale, co ważniejsze, występuje przeciw polskiej obyczajowości i tradycji narodowej. Krzyż nie był dla Polaków symbolem wyznaniowym, ale znakiem narodowym, kluczowym sztandarem, pod którym przez wieki gromadziła się wspólnota, by bronić swojej tożsamości i pamięci. Trzaskowski dokonuje, nie ma wątpliwości, czynu rewolucyjnego. Nie jest to w żadnym razie przejaw troski o rzekomo zagrożone prawa niewierzących, ale agresja na całą polską tradycję. Nic dziwnego. Skoro obecna forma narodowości jest główną przeszkodą w budowie nowego etnosu europejskiego, skoro podstawowym celem Unii jest zniszczenie narodów, bo tylko tak można zbudować scentralizowane państwo europejskie, to rozbicie polskiego kodu kulturowego jest kwestią pierwszoplanową.