Gdy dzisiaj, po 30 latach od napisania, a ponad pięciu od śmierci autora, czyta się ów esej, nie sposób nie odnieść go do drogi, jaką przebył ten brutalny marksista, jeżdżący z pistoletem po prowincji, by nieść tam kaganek sowieckiej oświaty, sygnatariusz listu donosu ośmiu studentów atakujących prof. Władysława Tatarkiewicza i autor wulgarnych, ale przecież zdradzających wyborną znajomość rzeczy „Szkiców o filozofii katolickiej” (1955), pełnej inwektyw pod adresem Watykanu. (…)
Kołakowski – wyborny popularyzator efektownych filozoficznych dylematów, lubujący się w prezentowaniu nieuleczalnych sprzeczności i napięć naszej ludzkiej kondycji, obdarzony niesamowitą lekkością pióra pozwalającą na przedstawianie klarownych wykładów najbardziej skomplikowanych zagadnień – doszedł oto bardzo blisko do bram Kościoła.
Czyżby książka „Jezus ośmieszony”miała przedstawić dowód na to, że bramy te przekroczył, że ów sceptyk, mnożący zastrzeżenia do pełnego zaangażowania, dotknięty w sposób oczywisty traumą swojej służby złej sprawie w czasach stalinowskich, przełamał się wreszcie i opowiedział jednoznacznie za Kościołem, za Chrystusem? (...)