Opisali go główni propagatorzy teorii qeeer i tylko zwykłe ludzkie lenistwo sprawia, że polski nowy program „edukacji zdrowotnej” może uchodzić za polski i za nowy.
Jak wiadomo „Teoria queer” pojawiła się na przełomie lat 80. i 90 w USA, które to zresztą od drugiej połowy XX wieku były głównym rozsadnikiem kolejnych fal rewolucji seksualnej. Teoria qeer wypączkowała z wydziałów uniwersyteckich, gdzie wcześniej już prowadzono tzw. Gay Studies, a więc studia wspierające unormowanie homoseksualizmu.
Wczesne idee tych rewolucjonistów doskonale przedstawiła Shulamith Firestone, żydowsko-kanadyjska słynna guru amerykańskiej lewicy lat 70.i 80 XX wieku. Głównym celem lewicy ma być według niej „obalenie najstarszego, najbardziej sztywnego istniejącego społecznego systemu klasowo/kastowego opartego na płci – systemu, który konsolidował się przez tysiące lat, rozdzielającego archetypowe role męsko-żeńskie, systemu dającego pozornie trwałą ciągłość i niezasłużoną prawomocność”. Nie ma zatem wątpliwości, czego chciały radykalne feministki w latach 70. XX. Już wtedy jasno zdawały sobie sprawę, że zadaniem ma być przewrót, obalenie, zniszczenie.
Koniec z różnicami genitalnymi
Wszystko to co naturalne i rzeczywiste – podział na to co męskie i żeńskie ma zostać zniszczone. Firestone poszła nawet dalej: „Ostatecznym celem rewolucji feministycznej musi być nie po prostu wyeliminowanie męskich przywilejów ale samej w sobie różnicy płciowej: genitalne różnice między ludźmi nie będą już dłużej miały kulturowego znaczenia”. Cel jest zatem jasno sformułowany już w latach 70 i 80. XX: jest nim doprowadzenie do sytuacji, w której to sama w sobie „różnica genitalna”, a więc biologiczna i naturalna różnica płci między mężczyzną a kobietą zniknie, bo tylko w ten sposób da się ostatecznie wyeliminować męskie przywileje, utwierdzone przez tysiące lat panowania patriarchatu i tylko wtedy ludzkość uwolni się z kajdan i opresji.