Przestrzeń niepewności. Wywiad z Grzegorzem Braunem
  • Ryszard GromadzkiAutor:Ryszard Gromadzki

Przestrzeń niepewności. Wywiad z Grzegorzem Braunem

Dodano: 
Grzegorz Braun
Grzegorz Braun Źródło: PAP / Tomasz Gzell
Z Grzegorzem Braunem, kandydatem na prezydenta RP, prezesem Korony Konfederacji Polskiej, posłem do Parlamentu Europejskiego rozmawia Ryszard Gromadzki.

RYSZARD GROMADZKI: Jak nazywa się przystanek, na którym wysiadł pan z tramwaju Konfederacja?

GRZEGORZ BRAUN:(śmiech) Ja z żadnego tramwaju nie wysiadałem, panie redaktorze. Zresztą wydaje mi się, że to były poważniejsza konstrukcja i lepsze narzędzie działania politycznego. To chyba był nawet pociąg, może nawet pewnymi okresami pociąg pancerny, który współtworzyłem przed laty, pieczętując przystąpienie do tej inicjatywy uściskiem dłoni z prezesem Korwin-Mikkem i prezesem Winnickim. Ja nie opuszczałem tego projektu – raczej niektórzy jego uczestnicy zaczęli szukać szczęścia na scenie politycznej w rejonach, w które ja nie chcę żeglować.

Nie żal panu Konfederacji? Wygląda na to, że ten projekt zaczyna się na dobre rozpędzać. Pan był jego wyrazistym frontmanem.

Bardzo dziękuję za komplement, którym jest skierowanie do mnie tego pytania z takim uzasadnieniem. Polityka to nie jest bajka, to nie jest praca dla tych, którymi powodowałyby sentymenty. Kierujmy się przede wszystkim rozumem politycznym. Ten rozum podpowiedział mi i moim współpracownikom, że polska prawica – prawica podchodząca realistycznie, a nie życzeniowo do rzeczywistości – potrzebuje swojego kandydata w wyborach prezydenckich i nie znalazłszy wśród pretendentów, którzy się już ujawnili, swojego kandydata, zdecydowałem się stanąć do tych wyborów. Wywoływany zresztą do tablicy i zachęcany do tego przez środowiska znacznie szersze niż tylko komitet polityczny mojej partii, Konfederacji Korony Polskiej. Ta wielomiesięczna kampania wezwań kierowanych pod moim adresem była czymś bezprecedensowym. Momentami przybierało to postać swoistego szantażu moralnego. Ja, rzecz jasna, szantażystom nie ulegam, ale wyborców, patriotów i rodaków nie lekceważę. Jestem zatem kandydatem na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Komitet wyborczy został zarejestrowany. Tak szybko, jak tylko prawo pozwalało, dokonane zostały formalności. Trwa zbiórka podpisów, która – nie chwaląc dnia przed zachodem słońca – idzie zgodnie z planem. Jak wiadomo, do rejestracji kandydata potrzebnych jest 100 tys. podpisów, ale chyba trzeba dać posłuch tym wszystkim dookoła, którzy mówią, że akurat w moim przypadku trzeba dmuchać na zimne. Dlatego pójdziemy do rejestracji, mając tych podpisów tyle, żeby ze strony Państwowej Komisji Wyborczej nie budziło to jakichkolwiek wątpliwości.

Spodziewa się pan sabotowania swojej kandydatury?

Artykuł został opublikowany w 6/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także