DoRzeczy.pl: Jak pan ocenia słowa rzecznika TSUE, który kwestionuje zasadność reformy Adama Bodnara zakładającej weryfikację statusu sędziów z góry?
Marek Ast: To jest całkowita porażka ministra sprawiedliwości. To już kolejny głos płynący z kręgów europejskich, wskazujący, że zarówno wcześniejsze projekty ustaw, jak i obecne pomysły są absolutnie niezgodne ze standardami europejskimi – tymi samymi, do których tak chętnie odwołuje się koalicja 13 grudnia. Nie ma możliwości weryfikowania sędziów, którzy zostali nominowani przez Krajową Radę Sądownictwa i powołani przez prezydenta. Jeżeli istnieją wątpliwości, co do niezawisłości konkretnego sędziego, każda sprawa powinna być rozpatrywana indywidualnie. Tak wynika z opinii rzecznika Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Rzecznik TSUE wypowiedział się również na temat pierwszeństwa prawa europejskiego nad polską konstytucją. Co Pan na to?
To jest absolutna aberracja w przypadku każdego państwa członkowskiego Unii Europejskiej. Prymat prawa europejskiego nad konstytucją państwa członkowskiego nie istnieje. Wykluczają to same traktaty o Unii Europejskiej oraz umowy stowarzyszeniowe i to trzeba wyraźnie podkreślić. Ale już sam fakt, że Rzecznik kwestionuje pomysły ministra Bodnara, by wykluczyć ponad trzy tysiące sędziów z zawodu albo żądać przeniesienia ich na uprzednio zajmowane stanowiska, pokazuje, że nawet Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który był ostatnią deską ratunku dla tej tzw. reformy, nie pochwala tych rozwiązań.
Jak te słowa rzecznika TSUE należy odbierać w kontekście kwestionowania statusu sędziów zasiadających w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego?
My niezmiennie twierdzimy, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej to sąd, a jej rozstrzygnięcia są ważne. Zresztą koalicja 13 grudnia również tak uważała – choćby wtedy, gdy ta Izba stwierdziła ważność wyborów parlamentarnych z 2023 roku. Niestety, mamy dziś do czynienia z całkowitą anarchią wprowadzoną przez obecną większość sejmową. Oni wybierają sobie te orzeczenia, które im pasują, nawet jeśli zapadły z udziałem sędziego powołanego w ciągu ostatnich siedmiu lat przez prezydenta. Gdy wyrok im odpowiada, to go uznają. A gdy nie pasuje do aktualnej narracji, to po prostu go nie respektują. To oznacza, że władza wykonawcza ingeruje w niezależność sądów i sędziów.
Czytaj też:
"Rozpędziłeś się", "podstawka pod mikrofon". Kłótnia dziennikarzy o TVPCzytaj też:
"Fobia Trzaskowskiego". Nawrocki: Nie widzę, żeby planeta dzisiaj płonęła
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.