Cała historia została przedstawiona przez dziennikarzy Onetu w klimacie aferalnym, a niezwykła synchronizacja z działaniami otoczenia politycznego Rafała Trzaskowskiego wskazuje, iż była to operacja od dawna szykowana, którą zamierzano zdetonować w najbardziej newralgicznym momencie kampanii prezydenckiej. Intencje są oczywiście jasne. Zamiast rozmawiać o wizji prezydentury, zamiast rywalizować na programy i pomysły na Polskę chodzi o przyklejenie błota do człowieka w taki sposób żeby medialny jazgot całkowicie zaburzył postrzeganie tej kandydatury we właściwym świetle. Intencje nawet nie są ukrywane. Cała akcja ma na celu po prostu zgnojenie człowieka, poprzez wywołanie wokół niego atmosfery aferalnej, obrzydzenie go wyborcom w oparciu o wygenerowany fałszywy obraz świata.
Nota bene to właśnie dlatego, wielu przyzwoitych i wartościowych ludzi woli się trzymać z dala od polityki wiedząc, że grasują w niej różnej maści paszkwilanci z Onetu i "Gazety Wyborczej", Giertychy, Lisy i inni tego typu osobnicy, którzy jawią się jako ludzie zdolni do dokonywania największych świństw w imię obrony własnych interesów oraz sekciarskiej walki. Doszło do tego, że funkcjonariusze polityczno – medialni z otoczenia Rafała Trzaskowskiego zaczęli sugerować, że Karol Nawrocki miał przejąć mieszkanie od staruszka, którego następnie miał „zakopać w lesie”. Po tym jak Tomasz Sekielski na antenie TVP w likwidacji zupełnie otwarcie sugerował, że wiceprezydent USA J.D. Vance przyczynił się do śmierci papieża Franciszka nic już nie powinno nas zaskakiwać. A jednak przyzwoity człowiek nigdy nie powinien uodparniać się na takie podłości. Jeżeli płynie z tego jakiś ogólny wniosek to taki, że ostatecznie każde wybory sprowadzają się do tego czy wybieramy ludzi dobrych czy podłych. Przy czym na podłość kandydata mogą wskazywać także niegodziwe zachowania ludzi, którymi się otacza lub posługuje.
Przez otoczenie polityczno – medialne Rafała Trzaskowskiego wyborcy traktowani są jak półgłówki, których należy jedynie odpowiednio ukierunkować emocjonalnie, po to aby uzyskać pożądany efekt wyborczy. Nie liczy się prawda i żaden obiektywizm. Chodzi o to, aby ludziom ostatecznie odebrać zdolność racjonalnego podejmowania decyzji, czy resztki instynktu samozachowawczego. Kiedy na końcu część ludzi zorientuje się, że sprawa mieszkania Karola Nawrockiego to w sumie nic nie znacząca błahostka, zwłaszcza przy gigantycznej skali dewastacji Polski przez duet Tusk – Trzaskowski będzie już dawno po wyborach.
Dlatego walcząc, jak zawsze, o zdrowy rozsądek i właściwe postrzeganie istoty rzeczy, niczym Winston Wolf z Pulp Fiction śpieszę na ratunek, wszystkim zagubionym, poczciwym współobywatelom i spróbuję nieco wyjaśnić historię gdańskiej kawalerki morderców staruszków Karola N. według nomenklatury otoczenia Rafała Trzaskowskiego.
Cała historia zaczęła się kilkanaście lat temu kiedy to obowiązujące wówczas przepisy oraz praktyka wielu samorządów pozwalała na wykup mieszkań komunalnych przez ich wieloletnich lokatorów. Mieszkania te oferowano ludziom zamieszkującym w nich często od kilkudziesięciu lat z dużą, sięgającą nawet 90 % bonifikatą. Czyli mówiąc krótko, lokator mógł wykupić mieszkanie za 1/10 jego wartości. W skutek tej czynności stawał się on pełnoprawnym właścicielem lokalu stanowiącego odrębną nieruchomość i mógł robić z nią, co tylko chciał tak, jak każdy właściciel może postępować ze swoją własnością. Do fundamentów prawa cywilnego należy to, że należącą do siebie rzeczą właściciel może swobodnie rozporządzać, co oznacza, że wyłącznie od jego woli zależy to czy rzecz zachowa dla siebie, czy też np. sprzeda ją lub podaruje drugiej osobie. W przypadku wykupu mieszkań komunalnych ustawodawca przewidział jedynie okres 5-letniej karencji, która jednak nie oznaczała zakazu sprzedaży mieszkania lecz sankcję w postaci obowiązku zwrotu udzielonej przy jego wykupie od gminy bonifikaty w razie wyzbycia się mieszkania przed upływem 5 – letniego terminu.
Należy jeszcze dodać, że kilkanaście lat temu możliwość wykupu mieszkań komunalnych czy spółdzielczych była normą i z tej możliwości skorzystały setki tysięcy ludzi w całej Polsce. Jako zadeklarowany obrońca własności prywatnej i wolności gospodarczej uważałem to rozwiązanie za słuszne. Po pierwsze dawało ono szansę wielu ludziom, zwłaszcza tym, którzy nie ze swojej winy większą część życia spędzili w PRL-u na partycypację w majątku narodowym, powstałym w okresie, w którym bogacenie się i gromadzenie kapitału było niemożliwe. Zatem umożliwienie poprawienia choćby w niewielkim stopniu swojego bytu przez wykup mieszkania ludziom, którzy w nich mieszkają od kilkudziesięciu lat nie tylko mnie nie oburza, ale wręcz uważam to rozwiązanie za pożądane i dziejowo sprawiedliwe.
Po drugie zdecydowanie wolę, gdy własność znajduje się w rękach prywatnych niż państwowych czy samorządowych. Jak pisał Friedrich August von Hayek w Drodze do zniewolenia system prywatnej własności jest najważniejszą gwarancją wolności nie tylko dla posiadaczy własności, lecz w prawie równym stopniu dla tych, którzy jej nie posiadają. Zatem im więcej własności w rękach obywateli tym więcej mają oni wolności. Nie obchodzi mnie przy tym co właściciel ze swoją własnością zamierza zrobić. Jeden zachowa ją dla swoich dzieci czy wnuków inny przepije. Jednak to że mają oni możliwość dokonania wyboru czyni z nich ludzi wolnych.
Osobiście jestem także podobnego zdania co wielu posłów Platformy Obywatelskiej oraz lewicy, że własne mieszkanie, a najlepiej kilka mieszkań to całkiem dobra inwestycja oraz zabezpieczenie na starość. Zdaje się, że podobne zdanie na temat mieszkań mają europosłowie Biedroń i Śmiszek oraz poseł Kropiwnicki z PO, który niczym współczesny Midas wszystko czego dotknie zamienia na mieszkania. Ma ich zdaje się obecnie 12. Pogląd ten podzielał też zapewne śp. Paweł Adamowicz, mieszkaniowy Houdini, który wyciągał i znikał mieszkania z oświadczeń majątkowych, oraz wielu innych przedstawicieli obecnej władzy, których mieszkaniowe perypetie liberalno – lewicowi funkcjonariusze medialni zwykli przemilczać.
Wróćmy zatem do historii Karola Nawrockiego oraz niejakiego pana Jerzego. Ludzie ci spotkali się przed laty w następującej sytuacji. Jeden z nich – Jerzy miał możliwość wykupu mieszkania z bonifikatą, za 1/10 jego wartości. Mógł to zrobić całkowicie legalnie, zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami tyle, że nie miał na to środków finansowych. Z medialnych doniesień rysuje się postać człowieka obciążonego chorobą alkoholową, niezbyt dobrze funkcjonującego społecznie. Taka osoba nie otrzyma z banku kredytu, nadto powierzanie jej jakiejkolwiek większej sumy pieniędzy rodzi przypuszczenie graniczące z pewnością, że środki te zamiast na wykup mieszkania zostaną roztrwonione ze szkodą dla ich posiadacza.
Drugi bohater „dramatu”, Karol Nawrocki miał środki finansowe pozwalające sfinansować operację wykupu mieszkania przez Jerzego, nie mógł jednak całej transakcji przeprowadzić sam, a ponadto mógł stać się właścicielem mieszkania dopiero po upływie 5 lat. Panowie dogadali się więc jak wolni ludzie w sposób, który w założeniu nikogo nie krzywdził. Postanowili ubić ze sobą drobny interes, który pozostawał całkowicie legalny a ponadto odpowiadał aktualnej sytuacji życiowej obu kontrahentów.
Karol Nawrocki pospłacał długi Jerzego obciążające mieszkanie. Zapewne chodziło o nieuregulowane czynsze, których zapłata warunkowała możliwość wykupu mieszkania od gminy. Następnie Karol Nawrocki osobiście wpłacił kwotę wykupu (po uwzględnieniu bonifikaty) gminie, którą to czynność można traktować albo jako pożyczkę albo jako zaliczkę na poczet ceny zakupu w planowanej transakcji pomiędzy Karolem Nawrockim, a Jerzym. Karol Nawrocki zachował się racjonalnie, albowiem znając problemy Jerzego zdawał sobie sprawę, że gdyby przekazał mu te pieniądze do ręki mogłyby one zostać przeznaczone na cele alkoholowe, a nie mieszkaniowe. Następnie, po wykupie mieszkania przez Jerzego od gminy strony zawarły umowę przedwstępną, która zobowiązywała Jerzego do sprzedaży mieszkania Karolowi Nawrockiemu po upływie 5 lat czyli wówczas, gdy dobiegnie końca karencja związana z bonifikatą. Umowa przedwstępna obejmowała pełnomocnictwo udzielone przez Jerzego na rzecz Karola Nawrockiego do zawarcia umowy przyrzeczonej. To dosyć powszechny zabieg, często stosowany jako dodatkowa gwarancja dojścia umowy przyrzeczonej do skutku, zwłaszcza gdy termin jej zawarcia opiewa na wiele lat. Chodzi o to, aby do umowy końcowej nie musiały stawać jej strony osobiście, co niekiedy może być wymogiem trudnym do spełnienia, zwłaszcza gdy sprzedający np. podróżuje, albo jest osobą schorowaną, czy obciążoną innymi problemami utrudniającymi stawiennictwo w kancelarii notarialnej.
W akcie notarialnym określono wartość mieszkania na kwotę 120 tys. zł, która kilkanaście lat temu odpowiadała jego wartości rynkowej. Od tej kwoty zapłacono też podatek od czynności cywilno- prawnej. W żaden sposób nie uszczupliło to należności podatkowej.
Następnie w akcie notarialnym sprzedający udzielił kupującemu pokwitowania. I tu pojawia się pewna wątpliwość. Bo Karol Nawrocki oświadczył, że w istocie płatność następowała cyklicznie, a nie jednorazowo. Wyjaśnijmy zatem kilka rzeczy. Po pierwsze nikt nie oszukał notariusza. Notariusza niewiele obchodzi to jak się strony rozliczają. On ma tylko odebrać od stron oświadczenia woli i ująć to w formie aktu notarialnego. Żaden notariusz nie weryfikuje rozliczeń pomiędzy stronami czynności. Poza tym, nawet gdyby to oświadczenie nie było precyzyjne to pokwitowania udziela strona sprzedająca, czyli w tym przypadku Jerzy, a nie Karol Nawrocki. Dlaczego strony dokonały więc czynności w taki sposób? To bardzo proste. Jerzy nie miał środków na jego wykup, a więc bez Karola Nawrockiego nie mógłby tej transakcji dokonać. Jednakże Karol Nawrocki zdawał sobie sprawę z sytuacji życiowej Jerzego. Wiedział, że nawet po wykupie Jerzy nie wyprowadzi się z mieszkania bo nie ma dokąd. Gdyby ktoś inny kupił od Jerzego mieszkanie za 120 tys. zł płacąc mu całą cenę Jerzy musiałby się z tego mieszkania wyprowadzić, albo zacząć opłacać nowemu właścicielowi czynsz oraz ponosić koszty jego utrzymania. Nie mówiąc o tym, że otrzymanie takiej sumy jednorazowo do ręki przez człowieka z życiowymi problemami, najprawdopodobniej byłoby dla niego dalece szkodliwe i niebezpieczne.
W istocie więc zawarta umowa sformułowana jako zwykła sprzedaż była w ujęciu społecznym umową podobną do dożywocia tyle, że z góry ustalono limit odpowiedzialności Karola Nawrockiego na kwotę 120 tys. zł odpowiadającej wartości rynkowej mieszkania. Nie ma w tym niczego szokującego. Nie bardzo wiadomo, dlaczego Karol Nawrocki, obcy w stosunku do Jerzego człowiek miałby go utrzymywać ponosząc ciężary znacząco przewyższające wartość kupionego mieszkania. Niech każdy kto twierdzi inaczej pokaże obcego staruszka, którym się opiekuje swoim sumptem w sposób całkowicie altruistyczny.
Strony umówiły się zatem, że Karol Nawrocki spłaca długi Jerzego, przeznacza środki na wykup mieszkania od gminy, a następnie pozwala Jerzemu bezterminowo mieszkać w wykupionym mieszkaniu ponosząc koszty jego utrzymania oraz nie pobierając od lokatora czynszu. Jerzy pozbył się długów, miał zapewnione mieszkanie, nadto nie musiał ponosić kosztów jego utrzymania przez długie, jak się okazało lata. Nie mówiąc o tym, że chroniło go to przed zapiciem na śmierć w sytuacji, gdyby ktoś faktycznie dał mu znaczną sumą pieniędzy do ręki. Karol Nawrocki stawał się właścicielem mieszkania z obowiązkiem de facto utrzymywania jego lokatora. Ponieważ układ trwał przez kilkanaście lat Karol Nawrocki żadnego interesu na tym nie zrobił. Owszem jest właścicielem mieszkania, ale przez kilkanaście lat mieszkanie to nie przynosiło dochodu oraz generowało obciążenia, które podliczone zapewne w sumie znacząco przewyższają zapisaną w akcie notarialnym kwotę 120 tys. zł. Należy przy tym uwzględnić także kwoty przeznaczone na spłatę długów oraz wykup mieszkania finansowane przez Karola Nawrockiego.
A testament? To również oczywiste. Zapewne chodziło o to, że był moment, w którym Karol Nawrocki wyłożył już środki na wykup mieszkania, lecz nie zawarł jeszcze z Jerzym umowy przedwstępnej. Testament dawał w sumie niewielkie zabezpieczenie Karolowi Nawrockiemu, na wypadek śmierci Jerzego przed zawarciem umowy przedwstępnej, że w takim przypadku mieszkanie, którego wykup sfinansował trafi do niego. Po zawarciu umowy przedwstępnej testament przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
Karol Nawrocki nigdy nie wyrzucił Jerzego z wykupionego mieszkania. Do dzisiaj, jak twierdzi, nie ma nawet do niego kluczy. Zapewne liczył na to, że w ramach ówczesnych skromnych urzędniczych zarobków finansując ratami całą operację ostatecznie nabędzie jakiś składnik majątku, na który nie mógłby sobie pozwolić płacąc za mieszkanie w całości od razu. Ot zwykła proza życia, a nie żadna afera.
Nikt nikogo nie oszukał, nikt z tego nie wyszedł pokrzywdzony. Dwoje skromnie żyjących ludzi dogadało się w sprawie, która każdemu z nich dawała nadzieję na niewielką poprawę ich sytuacji życiowej, a nie na wielkie pieniądze. Swoją drogą dziwne to czasy, gdy emocje wzbudza 28 – metrowa kawalerka Nawrockiego, a nie dziwne milionowe transakcje Giertycha z Polnordem.
I jeszcze drobna uwaga prawnicza. Zgodnie z art. 83 § 1 Kodeksu cywilnego nieważne jest oświadczenie woli złożone drugiej stronie za jej zgodą dla pozoru. Wszystkim, którzy teraz chcieliby podważać transakcję Karola Nawrockiego z Jerzym pragnę przypomnieć, że jest jeszcze dalsza część tego przepisu, która głosi, że jeżeli oświadczenie takie zostało złożone dla ukrycia innej czynności prawnej, ważność oświadczenia ocenia się według właściwości tej czynności. Nawet, gdyby przyjąć, że w istocie chodziło o ukrycie swoistego dożywocia opatrzonego limitem zobowiązań do wysokości wartości mieszkania umowa i tak pozostaje ważna. Została zawarta w formie aktu notarialnego, nikogo nie krzywdzi i obejmuje realne świadczenie na rzecz „pozornego dożywotnika”, polegające na ponoszeniu kosztów jego zamieszkania. Wszak Karol Nawrocki do dziś nie jest w posiadaniu tego mieszkania, ponosi koszty jego utrzymania i nie pobiera z niego żadnych pożytków. W sumie słaby to interes.
Wszystkim czytelnikom życzę aby w ferworze kampanii wyborczej nie zapomnieli, że są rzeczy ważniejsze niż mieszkanie Nawrockiego. 18 maja 2025 r. nie tyle wybieramy kandydata na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej, co raczej głosujemy za określonymi skutkami naszych decyzji. Wybór Rafała Trzaskowskiego, którego zaplecze polityczno – medialne tak chętnie robi ze swoich wyborców głupców oznacza dla Polski katastrofę. To realizacja szaleńczej polityki klimatycznej, której skutkiem będzie dramatyczne zubożenie Polaków. To niekontrolowana migracja, a w konsekwencji dramatyczny wzrost przestępczości, w tym gwałtów i napaści na kobiety. To wypchnięcie USA z Polski w imię utopijnych wizji budowania bezpieczeństwa w oparciu o Niemcy, Francję i Unię Europejską, która nie ma żadnych wojsk, a tym bardziej interesu aby umierać za Warszawę. To bezkarność najgorszego
w historii rządu Donalda Tuska, czego konsekwencją będzie m.in. całkowite zrujnowanie finansów publicznych. To zaprzepaszczenie możliwości rozwojowych na długie lata, bo po co budować CPK skoro lotnisko jest w Berlinie. To wreszcie koniec wolności słowa w Polsce, która zostanie zabita cenzurą oraz bodnarowskimi projektami dotyczącymi tzw. mowy nienawiści.
Tak, naprawdę wolę Karola Nawrockiego z jego bieda – historią z kawalerką…
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
