Co do pierwszego punktu nie mają wątpliwości nawet tacy zwolennicy obozu liberalno-lewicowego jak Jacek Żakowski, który to stwierdził, że w każdym normalnym państwie demokratycznym premier, którego obóz dostałby taki łomot w wyborach, podałby się do dymisji. Nie jesteśmy jednak w normalnym państwie demokratycznym, tylko w państwie demokracji walczącej. Nie tylko, że nie obowiązują w nim obyczaje, a tylko z tego powodu mógłby myśleć o rezygnacji szef rządu, ale nawet, co jest rzeczą o wiele gorszą, nie obowiązują przepisy prawa. Jak publicznie przyznawało to wielu urzędników, na czele z ministrem Adamem Bodnarem, najpierw władza podejmuje określone działania, w tym przypadku przede wszystkim wymierzone w opozycję, a potem szuka dla nich właściwej, to jest wydumanej, podstawy prawnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

