Zaledwie kilkanaście godzin po ogłoszeniu składu swojego gabinetu premier Sébastien Lecornu złożył dymisję, tłumacząc, że nie udało się osiągnąć kompromisu między ugrupowaniami parlamentarnymi. Tym samym został najkrócej urzędującym premierem w historii V Republiki – od desygnacji przez prezydenta Emmanuela Macrona minęło jedynie 27 dni.
Rząd, który nie miał szansy ruszyć
Lecornu, zapowiadając skład rządu, zaproponował w dużej mierze kontynuację poprzednich ekip: 11 ministrów zachowało swoje stanowiska, do gabinetu wróciły znane twarze, m.in. Bruno Le Maire, były wieloletni minister finansów, który tym razem objął resort obrony. To właśnie jego nominacja – dokonana bez konsultacji z częścią centroprawicy – miała wywołać poważny spór koalicyjny. Lider Republikanów Bruno Retailleau, planowany szef MSW, poczuł się pominięty w procesie decyzyjnym i odmówił poparcia rządowi.
Konflikt wokół obsady kluczowych resortów dopełnił politycznego impasu. Lecornu w oświadczeniu podkreślił, że "interesy państwa powinny stać ponad partyjnymi" i jednocześnie przyznał, że nie znalazł w parlamencie partnerów gotowych do kompromisu.
Mélenchon: Macron ignoruje wolę wyborców
Na dymisję błyskawicznie zareagowała lewica. Lider Francji Niepokornej (La France Insoumise) Jean-Luc Mélenchon obwinił prezydenta Macrona o doprowadzenie kraju do chaosu. – Nasz system polityczny wpędza nas w impas. Jedynym rozwiązaniem jest jego odejście – stwierdził podczas konferencji prasowej.
Mélenchon przypomniał, że w przedterminowych wyborach parlamentarnych z 30 czerwca i 7 lipca 2024 roku zwyciężył Nowy Front Ludowy, blok lewicowy, który zdobył najwięcej mandatów, choć bez bezwzględnej większości. Macron, zamiast powierzyć misję tworzenia rządu przedstawicielowi lewicy, trzykrotnie desygnował premierów centroprawicowych: Michela Barniera, François Bayrou i ostatnio Lecornu. Dwa pierwsze gabinety upadły w parlamencie – Barnier po wotum nieufności, Bayrou po nieuzyskaniu wotum zaufania.
Francuscy lewicowi deputowani zapowiedzieli, że będą domagać się impeachmentu Macrona. Wniosek w tej sprawie podpisało już 104 parlamentarzystów. Ich zdaniem to właśnie głowa państwa jest główną przeszkodą w wyjściu z kryzysu. Z kolei lider prawicowego Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella i Marine Le Pen zaapelowali do prezydenta o rozwiązanie parlamentu i ogłoszenie nowych wyborów. Mélenchon odpowiada, że wcześniejsze rozwiązanie parlamentu w 2024 roku niczego nie zmieniło – lewica wygrała, ale wciąż nie dostała szansy na stworzenie rządu. – Problem jest na szczycie państwa – to Emmanuel Macron – podkreślił Mélenchon.
Czytaj też:
Premier Francji podejrzewany o kłamstwo ws. uzyskania tytułu magistraCzytaj też:
"To nie był błąd". Macron o wydarzeniach w Polsce
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
