Za prawdziwe uważamy to, co sami zobaczymy, to, co pokażą nam w telewizji, to, co przeczytamy w gazecie, którą traktujemy jako poważną. Książka Piotra Woyciechowskiego burzy nam ten zwyczajny sposób postrzegania rzeczywistości. Autor omawia szereg sytuacji, z których wynika, że w naszym życiu publicznym funkcjonowało wiele osób w maskach. To znaczy, że ze względu na powiązanie ze służbami komunistycznymi te osoby ukrywały swoje prawdziwe oblicze, swoje intencje, swoje cele. Mówiąc najkrócej, tacy ludzie pełnią podwójną rolę. Niby funkcjonują jak każdy z nas w rodzinie, pracy, w życiu towarzyskim. Jednak wykonują zadania, które ktoś im zleca – ktoś, kogo nie znamy – realizują cele, które ukrywają przed swoim otoczeniem, przed nami.
Zamieszczone w książce teksty to zbiór artykułów Autora. Na podstawie książki publikowanej teraz przez Piotra Woyciechowskiego możemy stwierdzić, że zainteresowanie problematyką służb specjalnych to Jego pasja, która trwa ponad trzydzieści lat. Autor zgromadził dużą i szczegółową wiedzę na temat, który nie jest łatwy do poznania i opracowania. Czytelnik otrzymuje rzadko spotykany, ciekawie opracowany materiał, który pozwala inaczej i na nowo spojrzeć na życie publiczne w PRL, na dzieje opozycji w tamtych latach, na funkcjonowanie służb specjalnych w nowej epoce, czyli po 1989 roku. Zebrane w książce teksty to opis konkretnych przypadków, czyli osób, które etatowo pracowały w służbach specjalnych lub osób które z takimi służbami współpracowały. Dzięki temu czytelnik otrzymuje materiał, na podstawie którego może poznać, kim byli i co robili wśród nas ludzie w maskach. Przypuszczam że Autorowi nie chodzi jedynie o opis tego kto, z kim i co robił w tej niejawnej dziedzinie życia. Od Czytelnika zależy, jak bardzo uzyskana dzięki Autorowi wiedza zmieni jego poglądy na dzieje PRL i na dzieje tak zwanej transformacji ustrojowej.
Większość z nas uważa, że okres PRL to czas zamknięty. Z książki wynika jednak coś innego. Do dziś mimo upływu ponad 35 lat nie poznaliśmy bowiem wielu mechanizmów, które wpływały na bieg życia w PRL. Nie znamy wielu tajemnic wywiadu Służby Bezpieczeństwa i Wojskowej Służby Wewnętrznej. A jak wynika z niniejszej książki, owe służby nie wykonywały zwyczajnych zadań typowych dla tajnych służb, takich jak pozyskiwanie informacji za granicą. Były zbrojnym ramieniem komunistycznej władzy. Starały się również zbierać informacje o własnym społeczeństwie, próbowały także wpływać na życie polityczne kraju. Ludzie z komunistycznych służb byli aktywni także po 1989 roku.
Czas po 1989 roku to okres, w którym w Polsce budowano gospodarkę rynkową oraz wprowadzano ustrój demokratyczny? Na podstawie zebranego w książce materiału widać, że służby specjalne przez długi czas, także po 1990 roku, były komunistycznym skansenem. Nie były zmieniane równie szybko, jak życie gospodarcze czy polityczne. Często nadal starały się bronić interesów dawnego komunistycznego środowiska. Zamiast ochraniać ewolucję kraju w kierunku demokratycznym, hamowały te zmiany. Często stawały się źródłem patologii, na przykład organizowały lewe dochody w całkowicie prywatnym interesie. O stanie polskich służb najlepiej świadczy brak troski o bezpieczeństwo polskich polityków. Jak wiadomo, służby nie zapobiegły katastrofie smoleńskiej. Śmierć polskiej delegacji lecącej na uroczystości do Katynia w 2010 roku to bardzo jednoznaczne świadectwo sprawności polskich służb. Może warto zapytać, czy te służby w owym czasie działały rzeczywiście w polskim interesie?
Zebrany w książce materiał pozwala stwierdzić, że w dziedzinie służb specjalnych tak zwana transformacja ustrojowa nie udała się. Nie mamy nowych, sprawnych, profesjonalnych służb, mimo że państwo polskie bardzo ich potrzebuje. Jest kwestią odrębnej debaty, dlaczego tak się stało, kto zawinił w tej sprawie, czy były możliwe inne, lepsze rozwiązania problemu adaptacji służb do potrzeb nowej Polski? Dlaczego gdy opracowywano ustawę lustracyjną (uchwalona w kwietniu 1997 roku) pod kierunkiem posła Bogdana Pęka, to jego współpracownikami z ramienia SLD był Jerzy Jaskiernia oraz Aleksander Bentkowski z PSL? Obaj wymienieni posłowie byli dawnymi komunistycznymi agentami, którzy w nowej Polsce otrzymali zadanie reformowania komunistycznych służb. Zatem de facto w dwóch partiach politycznych uznano, iż to ludzie Moskwy najlepiej wiedzą, jak bronić nowej Polski przed rosyjską penetracją. Powstaje pytanie, czy można przekreślić system komunistyczny za pomocą ludzi, którzy ten system budowali? Czy w pełni rozliczono ludzi, którzy w czasach PRL represjonowali naszych obywateli?
Być może mało kto dziś pamięta, że w okresie do 1956 roku Wojskowa Służba Wewnętrzną (wówczas pod nazwą Głównego Zarządu Informacji WP) represjonowała 17 tysięcy, a Służba Bezpieczeństwa postawiła przed sądem ponad 60 tysięcy osób. Tysiące ludzi więziono i torturowano bez wyroków długie lata. Powiatowe Urzędy Bezpieczeństwa w tamtym czasie były miejscami komunistycznych zbrodni. W okresie PRL w ZSRR przeszkolono ponad 3 tysiące oficerów Ludowego Wojska Polskiego, w tym ponad 300 funkcjonariuszy WSW. Czy możemy do tych osób mieć dziś pełne zaufanie?
Jak wiemy, represje nie skończyły się wraz z końcem epoki stalinowskiej. Dlaczego zatem pierwszy niekomunistyczny minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski (publicysta z katolickiego Tygodnika Powszechnego) był przeciwnikiem lustracji i dekomunizacji służb? Jak oceniać jego wkład na tle postępowania innego szefa resortu MSW Zbigniewa Siemiątkowskiego, który mimo że był ministrem z ramienia SLD, zdobył się na ujawnienie nielegalnych operacji służb w III RP? Młodemu pokoleniu Polaków trudno sobie wyobrazić, że po 1956 roku nadal prześladowano każdego, kto podejmował działania, na które nie było licencji ze strony aparatu władzy, i brały w tym udział najczęściej komunistyczne służby. Wystarczyło wygłosić np. pogadankę na harcerskim obozie na Mazurach o traktacie ryskim, by trafić do prokuratora i pod sąd. (Tak zwany proces Wojciecha Ziembińskiego o traktat ryski). Opozycja antykomunistyczna i solidarnościowa była rozpracowywana przez cywilny i wojskowy wywiad równolegle z obcymi służbami.
W okresie PRL służby nie tylko zbierały informacje, ale także eliminowały fizycznie przeciwników. Nie idzie mi tu o wykonane wyroki śmierci do 1956 roku na podstawie materiałów zebranych przez służby za pomocą tortur. Do dziś nie rozliczono winnych zbrodni dokonanych bezpośrednio przez komunistyczne tajne służby pod koniec istnienia PRL. Mówię o śmierci księży Romana Kotlarza, Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca, Sylwestra Zycha, Antoniego Kija, Stanisława Palimąka, Jacka Szwarca, Kazimierza Świątka, Leona Błaszczaka, Jerzego Popiełuszko. Można dodać do tej listy niewyjaśnione zgony polityków lub urzędników państwowych po 1989 roku, takich jak: Michał Falzmann, Piotr Jaroszewicz, Jerzy Fonkowicz, Marek Papała, Marek Karp, Mieczysław Cieślar, Eugeniusz Wróbel, Sławomir Petelicki, Ireneusz Sekuła, Walerian Pańko, Andrzej Lepper. Sprawie zamordowania księdza Franciszka Blachnickiego Autor książki poświęca wiele miejsca. Na przykładzie śmierci tego kapłana poznajemy sposób działania wywiadu PRL, próby ukrywania udziału agentury w zabójstwie, usiłowanie ograniczenia śledztwa przez prokuraturę i chronienie winnych zbrodni przez czołowych polityków Platformy Obywatelskiej.
Nie otrzymamy już wyjaśnienia, dlaczego czołowy działacz opozycji Jacek Kuroń rekomendował do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa pułkownika SB Władysława Lesiaka? Wiemy, że Lesiak odwdzięczył się politykom Unii Demokratycznej za te rekomendacje, bo zorganizował i prowadził dezintegracje i inwigilacje prawicy. Gdy w roku 1992 Unia Demokratyczna utworzyła rząd, a premierem została Hanna Suchocka, pułkownik Lesiak prowadził operacje wywiadowcze przeciwko ugrupowaniom prawicy, czyli legalnie istniejącym partiom politycznym. Mamy prawo pytać, jak to się stało, że część obozu Solidarności, tworząca rząd Suchockiej, odeszła od ideałów demokracji i postawiła rządzić za pomocą dawnych komunistycznych funkcjonariuszy? Jak wiemy, politycy Unii Demokratycznej pracujący w ówczesnym Urzędzie Rady Ministrów nie mieli żadnych skrupułów, by w rządowym gmachu odbierać meldunki od funkcjonariuszy, którzy za ich zgodą stosowali metody z epoki PRL. Przyjmując co parę dni meldunki od ludzi służb, mieli pełną świadomość, że prowadzone na ich zlecenie działania nie są zwykłą walką polityczną, lecz przestępstwem.
Polska jest krajem frontowym. Nasz kraj broni nie tylko swego terytorium, lecz również granic państw NATO. Wiemy, że Polskę przyjęto do NATO bez warunku, że mamy izolować funkcjonariuszy komunistycznych służb. Nie było warunku, by przeprowadzić desowietyzację ośrodków władzy w naszym kraju. Zatem nic dziwnego, że przez wiele lat byliśmy w NATO członkiem formalnie, bo Sojusz nie przygotowywał planów obrony naszego państwa. Przewidywano, że w razie rosyjskiej agresji kraj zajmą obce wojska, daj Boże częściowo, czyli do linii Wisły. A potem NATO będzie się zastanawiać, czy i kiedy odbijać utracone polskie terytorium. Zatem cena za brak desowietyzacji RP była duża i była bardzo groźna dla bytu naszego narodu.
Możemy się zastanawiać, kto i dlaczego obawiał się takiego kroku jak desowietyzacja w RP, i czy to były tylko uwarunkowania wewnętrzne? Trzeba bowiem pamiętać, że gdy zaczynała się tak zwana transformacja ustrojowa, a potem gdy Polskę przyjmowano do NATO, miejsce miała epoka resetu między USA a Rosją. Stąd, jak wiemy, kierownictwo CIA uważało, że lepiej prowadzić grę operacyjną z dawnymi komunistycznymi służbami, licząc na ich werbunek, niż naciskać na ich likwidację. W CIA uważano, że komunistyczny aparat z Polski posiada unikalną wiedzę o ZSRR i o Rosji, podobnie jak tak zwani rewizjoniści z PRL i dysydenci dawnego ZSRR. Dziś można w uzasadniony sposób powiedzieć, że kierownictwu CIA tylko się tak wydawało. Żadnej głębokiej wiedzy o ZSRR i Rosji absolwenci Kiejkut nie mieli i nie mają. A ich uzależnienie od Moskwy powoduje, iż nie są wiarygodni pod żadnym względem. Romanse CIA z dawnymi ubekami nie pomogły w budowaniu demokracji w Polsce. Przeciwnie, proces ten hamowały. A więc było to działanie szkodliwe nie tylko dla Polski, lecz także dla USA. Bo konserwowanie wpływów komunistycznych na pewno do zadań CIA nie należy. Polscy rewizjoniści byli cały czas zwolennikami współrządzenia z komunistycznym aparatem; trudno to uznać za drogę do demokracji. Rosyjscy dysydenci okazali się po paru latach zwykłymi rosyjskimi szowinistami i bez skrupułów po powrocie do Moskwy wspierali imperialną politykę Rosji. Czas pokazał, że autorami najlepszych ocen polityki ZSRR byli tacy ludzie, jak: Richard Pipes, Adam Ulam, Józef M. Bocheński, Leopold Łabędź, Stanisław Swianiewicz, Krystyna Marek, Janusz Bugajski, Jakub Grygiel, Andrew Michta.
Każdy, kto interesuje się przejściem od komunizmu do kapitalizmu w Polsce, wie, że nie był to akt rewolucyjny. Upadek komunizmu w Polsce był wynegocjowany przy okrągłym stole w 1989 roku, a dokładnie podczas rozmów w Magdalence. Należy pamiętać, że wówczas istniał jeszcze mur berliński, działał obóz tak zwanych państw socjalistycznych, a w Związku Radzieckim przeprowadzano pierestrojkę. Miało to wpływ na przebieg negocjacji w Polsce, w tym na los służb w naszym kraju. Tam podjęto pewne zobowiązania między władzami komunistycznej bezpieki a tak zwaną konstruktywną opozycją. Dotyczyły one między innymi nierozliczania komunizmu i ludzi, którzy ten system budowali, nawet gdy popełniali przestępstwa. Druga wówczas ustalona rzecz to zachowanie kraju w ówczesnym układzie geopolitycznym, czyli pod wpływem Moskwy. To bardzo odpowiadało nie tylko ludziom z PZPR, czyli stronie komunistycznej. To pasowało także konstruktywnej opozycji, która dzięki temu zyskiwała monopol na reprezentowanie społeczeństwa wobec układu komunistycznego. Te ustalenia były także w interesie ZSRR, bo gwarantowały geopolityczny status quo. Były również z entuzjazmem przyjęte przez zachodnich dyplomatów w Warszawie, zainteresowanych przede wszystkim stabilizacją w Europie Środkowo-Wschodniej.
Dla amerykańskich urzędników z Departamentu Staniu i CIA celem głównym było wówczas podtrzymanie pierestrojki. Każde bardziej radykalne rozwiązanie w Polsce traktowali jako zagrożenie dla władzy Gorbaczowa. Demokracje i niepodległość w Polsce lub na przykład na Ukrainie uważali za coś niepotrzebnego, a nawet szkodliwego z punktu widzenia globalnej gry wobec ZSRR. Na Zachodzie mało kto rozumiał, że najpierw trzeba rozbić tak zwany obóz socjalistyczny, a dopiero potem nastąpi dekompozycja systemu politycznego ZSRR według podziałów narodowościowych. Politycy zachodni bezkrytycznie przyjęli tezę tak zwanych dysydentów o tym, że wolność dla zniewolonych przez ZSRR narodów prowadzi do wybuchu dzikiego nacjonalizmu i politycznego chaosu. Stąd wspierano ewolucję ku demokracji, lecz w taki sposób, by była kontrolowana. A to oznaczało na przykład wspieranie przez Zachód w Polsce wyboru Jaruzelskiego na prezydenta lub hamowanie dążeń niepodległościowych Ukraińców. Utrzymanie ZSRR miało być gwarancją, że radziecka broń nuklearna pozostanie pod kontrolą i w jednym ręku. Stąd politycy zachodni nie przewidywali, że poszczególne republiki tworzące ZSRR będą żądać wolności, a na końcu tego procesu, w grudniu 1991, nastąpi rozwiązanie Związku Radzieckiego. Żadna prognoza Departamentu Stanu z tamtego okresu się nie sprawdziła. Romans CIA z funkcjonariuszami dawnych komunistycznych służb nie zapewnił rzetelnej wiedzy, lecz wprowadził słynną agencję na manowce. Oczywiście zagraniczne uwarunkowania nie mogą usprawiedliwiać braku desowietyzacji w Polsce. Ostatecznie winę za ten stan rzeczy ponosi krajowa elita polityczna.
Naiwna polityka Zachodu wobec Rosji nie jest przypadkiem. Łatwiej bowiem negocjować z Rosją dobre stosunki niż zwalczać jej wpływy i potencjał. Do dziś u władzy w krajach zachodnich są setki polityków i oficerów służb, którzy organizowali reset z Rosją. Gdy w 2023 roku w Polsce podjęto próbę oceny i rozliczenia osób odpowiedzialnych za politykę resetu z Rosją, to RP znalazła się pod brutalnym naciskiem. Żaden kraj zachodni nie chciał, by rozliczenia zwolenników resetu z Rosją w Polsce stały się wzorem lub przykładem dla ich państw. Bo musiałoby odejść całe pokolenie zachodnich polityków i dyplomatów, którzy tę błędną politykę prowadzili. Do czego doprowadził reset z Rosją, widzą dziś chyba wszyscy na przykładzie agresji rosyjskiej na Ukrainę. W rezultacie polityki resetu z Rosją mamy zresztą nie tylko wojnę. Wzmocniona podczas resetu Rosja nawiązała sojusz antyzachodni z Chinami i teraz te kraje wspólnie naciskają na utworzenie nowego tak zwanego policentrycznego ładu geopolitycznego. Rosja wspólnie z Chinami próbuje więc dyktować państwom zachodnim warunki, na jakich ma być rządzony świat.
Stan i problemy polskich służb specjalnych zależały zatem także od kontekstu, w którym był nasz kraj, czyli od uwarunkowań międzynarodowych. Ta sytuacja bowiem często w istotny sposób określała warunki dla polityki krajowej, również w odniesieniu do służb. Czytając książkę Piotra Woyciechowskiego, warto o tych uwarunkowaniach, w których działały służby w Polsce, pamiętać.
Dzięki książce Piotra Woyciechowskiego otrzymujemy ciekawy materiał, który jest jak snop światła w ciemności, bo pozwala poszerzyć naszą wiedzę o Polsce w dziedzinie słabo znanej. Wkrótce staniemy znów wobec pytania, czy ujawniać w pełni tak zwany Aneks do Raportu z rozwiązania WSI? Może warto publicznie zapytać polityków, skoro nie było zastrzeżeń wobec ujawnienia akt służb cywilnych, to dlaczego ma być jakiś szczególny powód, by po 35 latach od upadku PRL chronić agenturę służb wojskowych? Opinia publiczna wkrótce się przekona, która partia polityczna boi się, że jej działacze zostaną zdekonspirowani jako ludzie w maskach. A może jednak uznamy, że społeczeństwo po tylu latach wolnej Polski zasługuje na prawdę o swych politykach? Czy chcemy, by w Sejmie i w rządzie nadal znajdowali się agenci dawnych wojskowych służb z epoki PRL? Książka Piotra Woyciechowskiego jest realizacją postulatu premiera Jana Olszewskiego, który zarówno w 1992, jak i potem w 2015 roku jasno stwierdzał, że aby Polska mogła wyjść z komunizmu, konieczne jest ujawnienie całości archiwów PRL (wywiad premiera dla portalu Niezależna.pl z 5 czerwca 2015 roku).
dr Jan Parys – autor jest były politykiem i minister obrony narodowej w rządzie premiera Jana Olszewskiego.
Fragment przedmowy do książki „Służby Specjalne” pióra Piotra Woyciechowskiego, która ukaże się nakładem Wydawnictwa LTW (łomianki, 2025).
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
