Na newralgicznych odcinkach polsko-białoruskiej granicy służą żołnierze Wojska Polskiego, strażnicy graniczni oraz policjanci. Począwszy od 8 listopada, kiedy to miała miejsce najpoważniejsza do tej pory próba wtargnięcia na terytorium Polski, polscy funkcjonariusze codziennie odpierają szturmy nielegalnych migrantów.
– Polacy zachowali się oczywiście jak Polacy. Będąc przez Unię Europejską kopani w plecy i poniżej pleców, postanowili bronić jak niepodległości wschodniej granicy Unii Europejskiej. I teraz mechanizm się zaciął. Unia z jednej strony chciałaby, żeby nachodźcy nie przeszli, ale trochę ma wdrukowane w DNA, że w takich wypadkach trzeba ulegać, trzeba być humanitarnym itd. – mówił Rafał Ziemkiewicz.
Red. nacz. "Do Rzeczy" zwrócił uwagę z kolei, że zarówno Angela Merkel jak i Emmanuel Macron prowadzą dyplomację ponad głowami Polaków. – W gruncie rzeczy my bronimy tej granicy, a wszystko co jej dotyczy, odbywa się w relacji między Francją i Niemcami a Rosją i Białorusią. Nasza polityka wschodnia opierała się na tym, żeby Putina w ogóle nie zauważać, bo on jest zły i podły - co zapewne jest słuszne - tylko efekt jest taki, że jak dochodzi do starcia, to co my możemy zrobić? – mówił Paweł Lisicki.
Ziemkiewicz zgodził się, że cały kryzys rozgrywa się ponad naszymi głowami. – Jedyne co możemy zrobić, żeby coś ugrać, to zacząć otwierać te korytarze, jak to zrobił Orban – mówił.
– Putin i Łukaszenka pchają tych nachodźców, my się bronimy, a tak naprawdę decyzja na temat tego, co dalej zupełnie od nas nie zależy. Jest ustalana przez pana Macrona i panią Merkel – dodaje Paweł Lisicki.