24 maja weszły w życie przepisy dotyczące ograniczenia ilości jednorazówek z tworzyw sztucznych w sklepach i restauracjach. Z rynku mają zniknąć plastikowe patyczki do uszu, a także styropianowe opakowania do żywności na wynos. Inne jednorazówki z tworzyw sztucznych będą oznakowane, a przedsiębiorcy będą musieli płacić za ich wprowadzanie do obrotu.
W myśl unijnej dyrektywy SUP, nie wolno wprowadzać do obrotu następujących wyrobów z tworzyw sztucznych: patyczków higienicznych; sztućców, talerzy i słomek; styropianowych pojemników i kubków do żywności przeznaczonej do bezpośredniego spożycia; mieszadełek do napojów i patyczków do balonów. Zakazem nie są objęte wyroby stosowane do celów medycznych.
Ziemkiewicz: Nie ma granicy, której nie przekroczą
– My tak sobie rozmawiamy. A może niedługo ktoś powie, że my tak sobie emitujemy CO2, bo trudno rozmawiać nie emitując, trudno oddychać nie emitując. Podobno w Anglii, która przoduje we wszystkich wariactwach tego rodzaju, wprowadzono w Londynie zasadę, że kiedy uczestnicy zapisują się na maraton, muszą dopłacić za dwutlenek węgla, który będą wydychać biegając. Nie ma takiej granicy wariactwa, która nie może zostać przekroczona – wskazuje publicysta "Do Rzeczy" Rafał Ziemkiewicz. – Wszelkie wariactwa są możliwe, ale w życie wchodzą te, na których ktoś zarabia pieniądze – dodał Ziemkiewicz.
– Apropos wątku, kto zarabia pieniądze, to kilka faktów pokazujących, w jak oszalałym świecie żyjemy. Nowy Jork zamierza śledzić zakupy dokonywane przez ludzi i we wszystkich miejscach, gdzie mamy do czynienia z instytucjami publicznymi, mają być specjalne zakazy, aby tam mięsa nie spożywano. Celem jest zredukowanie emisji CO2 o 33 proc. do roku 2030. To ogłosił burmistrz, który robi za specjalistę – zauważył redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki. – Najgorsze są produkty mleczne i mięsne – wyjaśnia komentator.
Poniżej zwiastun 193. odcinka programu "Polska Do Rzeczy". Całość wyłącznie dla Subskrybentów.