Przeżywamy czas z jednej strony piękny – święta Zmartwychwstania Pańskiego, Wielkanocy. Z drugiej, czas trudny, biorąc pod uwagę okoliczności, w których się znaleźliśmy.
Ks. Bogdan Bartołd: Tak, jest to bez wątpienia trudne doświadczenie. Przez lata byliśmy przekonani, że wszystko jest w rękach ludzkich, że nad wszystkim mamy kontrolę. I teraz przychodzi coś, nad czym kontroli człowiek nie ma. To wszystko uczy nas szczególnej pokory. Być może chodzi o to, by człowiek zrozumiał i zobaczył. To doświadczenie jest trudne także dlatego, że jest to już druga taka Wielkanoc. Rok temu przeżywaliśmy pierwszą przy tak ogromnych obostrzeniach. I będąc księdzem od trzydziestu lat po raz pierwszy sprawowałem liturgię Triduum Paschalnego praktycznie bez wiernych. To wtedy powiedziałem, że czuję się jak pasterz bez owiec. Co znaczy pasterz, bez owiec…
Jednak wtedy nikt nie przypuszczał, że za rok będzie jeszcze więcej zachorowań, przypadków śmiertelnych.
Wtedy wszyscy w sercu wierzyliśmy, że może nie za miesiąc, ale za dwa, trzy, cztery miesiące, to wszystko minie. Tymczasem jest kolejna Wielkanoc i jeszcze więcej osób jest zarażonych, jeszcze więcej osób umiera. Wszyscy stajemy wobec pytania – co dalej? Jak to się potoczy? Oczywiście – ufamy i wierzymy, bo to jest ta wielka nadzieja, płynąca ze świąt Zmartwychwstania Pańskiego, że po tych trudnych chwilach, przyjdą te dni zmartwychwstania. Patrząc teologicznie, były trudne dni w życiu Jezusa. Było cierpienie. Ale trzy dni po śmierci, Jezus stanął przed uczniami i przywitał ich słowami Pokój Wam. I głęboko wierzę, że po tych bardzo trudnych dniach, nadejdzie czas bez pandemii, gdy będzie Wielkanoc taka, którą bez obaw będziemy mogli przeżyć w kościele i z bliskimi. I tego sobie i wszystkim życzę.
Obostrzenia w kościołach w tym roku są znacznie mniejsze niż rok temu, ale wciąż jest wielu wiernych, którzy nie mogą uczestniczyć fizycznie w świętach Zmartwychwstania Pańskiego. Muszą pozostać w domu, np. z powodów zdrowotnych. Jak w ich przypadku powinno wyglądać przeżywanie świąt?
Otrzymuję wiele sygnałów, telefonów od osób, które nie mogą uczestniczyć i mówią, że odczuwają ten brak. Owszem, ograniczenia są mniejsze niż rok temu, ale jeżeli przed pandemią, w święta przychodziło kilka tysięcy osób, teraz jest kilkaset, to już widzimy, jak wielka to różnica. Osoby, które nie mogą uczestniczyć mogą oczywiście skorzystać z bardzo szerokiej oferty mszy w internecie, mediach, również msze z Archikatedry Warszawskiej są transmitowane. Natomiast ciekawą sprawą jest tradycja święcenia pokarmu. Umówmy się – kultywowały ją osoby wierzące i niewierzące. Ale dla wierzących miała ona dodatkową symbolikę religijną. I teraz ludzie, którzy nie mogą święcić pokarmów w kościele, sami się zgłaszają, że chcą poświęcić pokarmy w domach, chcą w rodzinach uczynić taką mini liturgię. Albo zgłaszają się wierni, którzy chcą odczytać w rodzinach czytania z Wigilii Paschalnej. Tak tworzy się taki nasz domowy Kościół. I to jest piękne, daje nadzieję. Jest też wielka tęsknota i nadzieja, że spotkamy się w świątyniach, że znów będziemy razem.
Czy święta w tak trudnym czasie są szansą na pogłębienie wiary?
Na pewno sytuacja skłania do pytania o sens tych świąt. Przez lata w kościele nieraz mówiliśmy, żeby odejść od tej komercjalizacji świąt, że nie jest istotne to, by stoły nasze aż uginały się od jadła, ale to, aby uchwycić główny sens tych świąt. A przecież bez zmartwychwstania nas by nie było, próżna byłaby nasza wiara, jak napisał Święty Paweł. Te święta są czasem, w którym wiele osób traci swoich bliskich. Czasem, w którym umierają nasi sąsiedzi. Gdy trzeba stawić czoła ciężkiemu zagrożeniu. I to jest też czas, w którym możemy stawiać sobie pytanie o nasze życie, jego sens, naszą relację z Panem Bogiem. Pozwala nam uzmysłowić sobie, że Chrystus pokonał śmierć i był pierwszym, który zmartwychwstał. Ale przecież wszyscy powołani są do świętości. Więc czas ten jest bardzo ciężki, ale odbieram go jako trudną, ale jednak szansę na uporządkowanie naszego chrześcijańskiego życia.
Czytaj też:
Ks. prof. Bortkiewicz: Uosobienie czegoś bezprecedensowego. Miłość silniejsza od śmierci