Ponad 560 lat temu – 27 kwietnia 1462 Pius II (1458-64) wydał dekret, który przeszedł do historii jako „piekielna kanonizacja”. Dotyczył on włoskiego kondotiera, zwanego „wilkiem z Rimini”, Sigismondo Pandolfo Malatesty (1417-68), który działając w Państwie Kościelnym, doprowadził do dużych strat i rozproszenia części obszarów papieskich. Owa „piekielna [lub odwrotna] kanonizacja” polegała na tym, że papież, zamiast stwierdzić nieomylnie, iż dana dusza jest w niebie, orzekł, że jej przeznaczeniem jest piekło. Obecnie amerykański publicysta John L. Allen z portalu „Crux Now” zastanawia się, czy Franciszek mógłby pójść tą drogą i wykląć swego rodaka Javiera Mileia – niespodziewanego zwycięzcę prawyborów prezydenckich w Argentynie.
Autor przypomniał, że tamten dokument papieski nie skłonił bynajmniej wojowniczego awanturnika, ale też wytrawnego polityka i mecenasa sztuki, do posłuszeństwa, wyraźnie natomiast poprawił humor samemu papieżowi, jak to wynika z jego wspomnień. Również tym razem nie wydaje się, aby ewentualna ostra reakcja Franciszka na postępowanie Mileia, który m.in. pogardliwie wyrażał się o nim, miała zaszkodzić temu politykowi w bardzo prawdopodobnym zwycięstwie w wyborach wyznaczonych na 22 października. Javier Milei ma opinię ekscentrycznego „anarcho-kapitalisty”, a w swych wypowiedziach publicznych nazywał Ojca Świętego „imbecylem” a nawet używał jeszcze bardziej wulgarnych określeń.
Gdyby te przewidywania się spełniły, mogłoby to oznaczać nowy etap wielkich napięć między Kościołem a państwem w Argentynie, które po raz kolejny przekreśliłyby, i to na długo, perspektywy od dawna oczekiwanej i kilkakrotnie odkładanej podróży papieża Bergoglio do jego ojczyzny, która ostatnio została zapowiedziana na rok 2024.
J. Milei niespodziewanie zwyciężył w prawyborach 13 sierpnia, uzyskując 30 proc. głosów, mimo że wcześniej nigdy nie ubiegał się o żaden wyższy urząd ogólnokrajowy (jest tylko członkiem Izby Deputowanych) i nie miał poparcia żadnej z głównych sił politycznych swego kraju. Najnowsze badania wskazują, że polityk ten, który w dniu wyborów skończy 53 lata, może liczyć na jeszcze większe poparcie wyborców w granicach 32-39 proc., które wystarczy do pokonania dwojga jego głównych rywali: Sergio Massy – obecnego ministra gospodarki z centrolewicowej Koalicji Peronistycznej i Patricii Bullrich – byłej minister bezpieczeństwa, stojącej na czele ugrupowań konserwatywnych.
– Nawet oceniając zaistniałą sytuację przez pryzmat zjawiska Donalda Trumpa, którego Milei jest zresztą zdeklarowanym wielbicielem, ta argentyńska mieszanina poglądów politycznych i osobistych wyborów życiowych tego polityka wydaje się surrealistyczna – uważa J. Allen. Zwrócił uwagę, że kandydat na prezydenta jest „radykalnym libertynem”, opowiadającym się za legalizacją narkotyków, handlem tkankami i narządami ludzkimi, szerokim dostępem do broni i za tzw. małżeństwami osób tej samej płci. Jest też sceptycznie nastawiony do szczepionek antycovidowych i do problemu zmian klimatycznych. Zarazem jednak sprzeciwia się on aborcji, twierdząc, że każdy, kto ją popiera, ma „mózg wyprany przez zabójcą politykę”. Krytykuje również teorię gender i program wychowania seksualnego w szkołach publicznych.
Rozmowa z... psem
Milei zaskoczył wielu, dziękując publicznie za zwycięstwo swym pięciu psom, dodając, że ze swym martwym mastiffem Conanem rozmawiał przez medium. Chociaż określa się jako katolik, przedstawiał się też jako nauczyciel „neotantry” – ezoterycznego ruchu duchowego, głoszącego sakralność seksu. Z drugiej strony wspominał też, że rozważa przejście na judaizm.
Wszystko to sprawia, że trudno, wręcz nie sposób jest umieścić go w jednej z konwencjonalnych kategorii politycznych, ale jedna rzecz wydaje się oczywista – jego niejako instynktowna wrogość do papieża, którego wielokrotnie nazywał „komunistą”. Na swym Twitterze napisał, że Franciszek jest „lewackim sukinsynem, który głosi komunizm na całym świecie” i że jest przedstawicielem diabła w domu Bożym”. Kiedy indziej oświadczył, że papież „zawsze stoi po stronie zła” i powiedział mu: „Waszym wzorem jest ubóstwo”. Innym razem w programie telewizyjnym skrytykował koncepcję sprawiedliwości społecznej i zaatakował papieża za jego obronę tej idei, nazywając go „imbecylem z Rzymu”.
W tym kontekście Allen przypomniał, że inni papieże też nieraz mieli na pieńku z politykami ze swego kraju. Na przykład na kilka miesięcy przed śmiercią 6 sierpnia 1978 św. Pawła VI we Włoszech zalegalizowano aborcję, a św. Jan Paweł II najpierw był skłócony z reżymem komunistycznym w Polsce, a później w latach dziewięćdziesiątych skrytykował rząd socjaldemokratyczny w swym kraju za rozważanie liberalizacji przepisów antyaborcyjnych. Jednakże nawet na tym tle rozmiary konfliktu między ewentualną przyszłą prezydenturą Mileia a papiestwem wydają się niemal bezprecedensowe, przynajmniej ilościowo, jeśli nie jakościowo.
Papież zdecyduje się na ten krok?
– W „korespondencyjnej” polemice Mileia z papieżem można zauważyć dwie skrajności: polityk nie okazuje żadnego szacunku swemu oponentowi, Bergoglio natomiast pośrednio zastosował wobec niego tzw. „prawo Godwina”, czyli odwołanie się do argumentów pozamerytorycznych, porównując kandydata na prezydenta do Hitlera. Ojciec Święty może więc „odkurzyć” stary dokument jednego ze swych poprzedników sprzed ponad 500 lat i jeśli nie wprost, to w sposób zawoalowany ogłosić „piekielną kanonizację” przyszłego prawdopodobnego prezydenta swego kraju – uważa dziennikarz amerykański.