Rabin docenia zmiany, jakie zaszły w nauczaniu chrześcijańskim. „Kościół katolicki jest dzisiaj wielkim przyjacielem ludu żydowskiego. W maju 2010 roku jako gość Watykanu spotkałem papieża Benedykta; jego ciepło i szacunek do mnie jako rabina były czymś oczywistym. Ewangelikalni chrześcijanie są wśród najbardziej stanowczych zwolenników państwa Izrael”. Co się tyczy Watykanu rabin podkreśla kluczowe znaczenie najpierw pontyfikatu Jana XXIII a następnie Jana Pawła II, który to w jego mniemaniu dokonał w nauczaniu katolickim prawdziwego przewrotu. Chwali on także późniejszych papieży – Benedykta i Franciszka. Bardzo to miłe i sympatyczne chociaż im bardziej rabin chwali współczesnych papieży tym śmielej przeciwstawia ich wcześniejszym.
Już na samym wstępie swojej książki twierdzi bowiem, że „aż do epoki nowożytnej chrześcijańska historia przepełniona jest fizyczną przemocą i dyskryminacją”. Mało to, trzeba przyznać, pochlebna ocena. Jak to pogodzić z peanami na cześć samego Jezusa? Czy to możliwe, że założył On Kościół, skoro ten od początku, według autora, prześladował Żydów? W żaden sposób. Rabin Shmuley, idąc tu krok w krok za tezami liberalnej, protestanckiej egzegezy z XIX wieku oraz innych, żydowskich badaczy już głownie z wieku XX, ogłasza, że Jezus i chrześcijaństwo to faktycznie dwie całkiem osobne, odrębne, nie mające ze sobą nic wspólnego wielkości. „Od samego początku, gdy tylko chrześcijaństwo oddzieliło się od judaizmu by rozwinąć swoją własną tożsamość, Jezusa pozbawiono celowo jego żydowskości tak jak Samsona jego siły. Chrześcijanie zaciemnili ideę Jezusa Żyda, woląc widzieć w Nim innowatora, który jednocześnie przekraczał judaizm i doprowadził do jego wypełnienia”. Ach ci okropni chrześcijanie. Kim oni byli? Kto tak niegodziwie potraktował Jezusa? Kto odebrał Mu żydowskość i oderwał od judaizmu? Na to pytanie czytelnicy zdobędą odpowiedź w książce.
Teologia zastępstwa jako zło
Muszę przyznać, że przynajmniej w jednej sprawie rabin Shmuley nie mija się z prawdą, choć nie jestem pewien, czy akurat mu na tym zależało. Otóż pisze on: „Przez wieki gdy powoli przemieniał się on w bóstwo i dokonywana w Jego imieniu wobec Żydów przemoc narastała, zaczęli oni widzieć w Nim źródło bezwzględnego prześladowania, najwyższy przykład herezji”. Jak w przypadku innych holocaustianistów – posługuję się tu określeniem, którego znaczenie wyjaśniam dokładnie w książce „Krew na naszych rękach?” – także nowy uczestnik dialogu z polskimi biskupami jest przekonany, że dzieje chrześcijaństwa do zapis narastających prześladowań i wrogości. Nie przychodzi mu do głowy, że taka wizja jest całkowicie sprzeczna z logiką: w jaki to niby sposób coraz bardziej prześladowani Żydzi nie tylko przetrwali w chrześcijańskiej, przednowożytnej Europie, ale dodatkowo byli w stanie zachować swoją kulturę, religię i obyczaje? Ba, jak to możliwe, że przechowali nawet te elementy własnej tożsamości, które miały wrogi wobec chrześcijaństwa charakter?
Rabin sądzi, że źródłem zła była „teologia zastępstwa, głęboko antysemickie przekonanie, że Bóg odrzucił Żydów gdy ci odrzucili Jezusa i zastąpił ich chrześcijanami”. Tyle, że ta teologia, przedstawiona tu w sposób karykaturalny, z pewnością nie była „głęboko antysemicka”, została bowiem przekazana przez samych Żydów, pierwszych wyznawców Chrystusa. Shmuley rzutuje na świat żydowski z I wieku po Chr. swoją wizję dzisiejszego postfaryzejskiego, talmudycznego judaizmu, nie zauważając, że spór o to, kto należy do Izraela, na czym polega prawdziwa pobożność, kim jest Bóg i jak wypełnia swoje obietnice dzieliła wówczas Żydów między sobą.
Co jeszcze ważniejsze nie pamięta, że wrogość do chrześcijaństwa była niejako zakodowana w samej strukturze żydowskiej religii. A mimo to i mimo wiedzy wśród wielu chrześcijan na temat wrogich fragmentów Talmudu, Żydzi byli w niektórych chrześcijańskich państwach tolerowani a ich życie religijne chronione przez Kościół.
Niezależnie jednak od tych wad rozumowania zdobywamy od niego na temat relacji Żydów do chrześcijan autentyczne świadectwo, jakże różne od lukrowanych, słodkich, sentymentalnych wspomnień wielu katolickich uczestników dialogu, na czele z Janem Pawłem II. „Dorastając w ortodoksyjnej, żydowskiej rodzinie żywiłem wielką antypatię do Jezusa. Samo wspomnienie jego imienia przypominało mi o cierpieniach, jakich z rąk chrześcijan przez dwa tysiące lat doznawały żydowskie wspólnoty: prześladowania, wymuszone konwersje, wygnania, inkwizycje, fałszywe oskarżenia,, poniżenia, wygnanie ekonomiczne, opodatkowania, pogromy, stereotypy, gettoizacja i systematyczna eksterminacja”. Ta litania żalów i wyrzutów sama jest, gdyby tylko rabin zdobył się na odrobinę dystansu, niczym innym jak właśnie przejawem uprzedzeń i urojeń.
Całe dzieje okazują się jednym wielkim pasmem udręk, prześladowań, okrucieństw, podłości i upokorzeń, jakich to od chrześcijan doznali Żydzi. A wszystko to ma usprawiedliwić skrajną, uporczywą wrogość wobec Jezusa: „w moim sąsiedztwie nawet nie wspominaliśmy jego imienia. Mówiliśmy „Joszke”, hebrajska gra słów, a niektóre dzieci zamiast mówić „Jezus Chrystus” przedrzeźniały „ser i skórka”.[»czizes chraist« zamieniały na »cziis and krust«] Rabin pisze, i są to najbardziej autentyczne fragmenty książki, że w synagogach praktycznie o Chrystusie nie wspominano, a jeśli już, to rabini używali maksymalnie neutralnej frazy „założyciel chrześcijaństwa”.