Szokująca analiza niemieckiego eksperta: COVID-19 to sprawa dla detektywów z zakresu medycyny

Szokująca analiza niemieckiego eksperta: COVID-19 to sprawa dla detektywów z zakresu medycyny

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Łukasz Gągulski
DR WOLFGANG WODARG I I Masowa, nieproporcjonalnie wysoka śmiertelność pacjentów z COVID-19 o ciemnej skórze oraz z państw południowych jest najwyraźniej również wynikiem niewłaściwego leczenia. Dotyczy to osób ze szczególnym niedoborem enzymu, który występuje przede wszystkim u mężczyzn, których rodziny pochodzą z regionów, w których malaria była lub jest endemiczna. Obecnie leczeni są hydroksychlorochiną, lekiem stosowanym obecnie na całym świecie do walki z COVID-19, który wywołuje u nich działania niepożądane. Jeśli to nie zakończy się szybko, prawdopodobne jest masowe umieranie, szczególnie w Afryce.

Zanim opiszę moje poszukiwania odnośnie do tych bardzo niepokojących ustaleń, kilka słów o ocenie kryzysu koronawirusowego, wiarygodności testu PCR SARS-CoV-2 i wszechobecnym strachu oraz o tym, jak jest on wykorzystywany politycznie.

Podczas moich badań w sprawie wydarzeń, które nastąpiły po Wuhan i które całkowicie zmieniły świat od początku 2020 r., szybko upewniłem się, że mamy co prawda do czynienia z nowym wariantem koronawirusa, ale w świetle niemieckich danych o umieralności (śmiertelności) i zachorowalności (częstości wystąpienia choroby) nie różni się on jednak znacząco od tego, co obserwowano lub można było zaobserwować w poprzednich latach.

Koronawirusy nie były dotychczas przedmiotem obserwacji epidemiologicznych na całym świecie, ponieważ poza krótkoterminowymi przypadkami z Chin (SARS 2002/2003) i z krajów arabskich (MERS od 2012 r.), nie wywarły one znaczącego, globalnego wpływu na sezonowe występowanie chorób układu oddechowego. Nie było również przeciw nim zmienianych corocznie szczepionek, takich jakie są sprzedawane przeciw grypie.

Normalne obiegające świat epizody chorób od czasu świńskiej grypy z 2009 r. określane są w sposób inflacyjny i koncentrujący się na poszczególnych patogenach za pomocą terminu „pandemia”. W tym kontekście od dawna wymagana była czujność i historycznie uzasadniona nieufność. Ponieważ jeśli nasi normalni, zmieniający się i rozpowszechniający się na całym świecie zimowi goście wirusowi, tacy jak wirusy H1N1 z 2009 r. spełniają kryteria pandemii, to termin ten został pozbawiony sensu. Do 2009 r. było inaczej, do tego czasu do wymaganych cech pandemii należały również bardzo liczne, ciężko przebiegające zachorowania z ciężkim przebiegiem i liczne zgony przy ogólnoświatowym, katastrofalnym przeciążeniu opieki zdrowotnej.

Czysto zakaźno-epidemiologiczne aspekty fenomenu Wuhan są dla mnie w dużej mierze jasne. Według dostępnych danych z niemieckich sieci monitorowania ostrych chorób układu oddechowego (ARE), Grupy Roboczej ds. Grypy i Grippe-Web, danych szpitalnych dot. ostrych chorób układu oddechowego, a także danych krajów związkowych o obciążeniu oddziałów intensywnej opieki medycznej, fala grypy 2019/2020 ze swoją różnorodną gamą patogenów przeszła bez echa. Jedynie konsultacje w gabinetach lekarskich odbywały się najwyraźniej znacznie rzadziej w ostatnich tygodniach sezonu z powodu blokady.

Jeśli chodzi o ostre sezonowe choroby układu oddechowego, obecnie nie ma powodu, aby obawiać się nasilonych ostrych infekcji oddechowych. Z medycznego punktu widzenia i patrząc na dostępne dane, specjalne środki ostrożności są teraz zbędne – nawet jeśli rząd mówi co innego.

Test PCR SARS-CoV-2: niespecyficzny, medycznie bezużyteczny, ale wywołujący strach

Ze względu na ogromne znaczenie zjawiska COVID-19 należy zwrócić szczególną uwagę na test PCR SARS-CoV-2 – jedyny dostępny instrument, żeby dokonać pomiaru wirusa i żeby w ogóle móc mówić o nowym rozprzestrzenianiu się. W mojej ocenie tego nic się nie zmieniło od końca lutego: bez testu PCR dla wirusów SARS-CoV-2 przygotowanego przez niemieckich naukowców, nie zauważylibyśmy jakiejkolwiek koronawirusowej „epidemii” ani „pandemii”.

Po tym, jak WHO go zaleciła („nie w celu wykrycia choroby”), przeprowadzono testy w całym kraju i podjęto próbę znalezienia fragmentów wirusów SARS. Jedno ze źródeł w Chinach, którego jeden z twórców testu PCR, prof. Drosten, nie chciał wymienić w wywiadzie dla radia niemieckiego, potwierdziło wirusologowi, że stosując test, znaleziono poszukiwany fragment SARS w wirusie Wuhan-SARS.

Moja ocena nie zatwierdzonego urzędowo i nie dopuszczonego do celów medycznych testu, który jest teraz używany do wykrywania „przypadków” na całym świecie, brzmi:

Jak test, którego wynik okazuje się być pozytywny dla wielu różnych, zmieniających i rozprzestrzeniających się na całym świecie od wielu lat wirusów SARS nietoperzy, psów, tygrysów, lwów, kotów domowych i ludzi, może być uznany za właściwy dla potwierdzenia wykrycia istniejącego rzekomo zaledwie od 4 miesięcy wirusa SARS-CoV-2?

Jest to najwyraźniej czuły test, który daje zbyt wiele pozytywnych wyników, a zatem może również wykryć wiele patogenów podobnych do tych, które podlegały rekombinacji w sposób naturalny. To nie zaprzecza jednak temu, że również może wykryć wirusy z Wuhan.

Test wykrywa jednak oczywiście również wcześniejsze warianty wirusów SARS, które ciągle się zmieniają, mogą szybko zmienić swoich gospodarzy i nie można ich znaleźć w bazach danych wirusologów. Te jednak nie były i nie są oczywiście postrzegane jako wyjątkowo niebezpieczne.

Skąd więc wiemy, że rozbieżność między wieloma nieszkodliwymi infekcjami a kilkoma bardziej poważnymi przebiegami nie wynika z faktu, że różne warianty wykrywane są w równym stopniu przy zastosowaniu tego testu? Zwłaszcza, że daje wynik pozytywny nawet w przypadku wariantów zwierzęcych!

Niewiele mówiący pozytywny wynik testu wywołuje jednak w każdym przypadku strach, powoduje natychmiast i w sposób przewidywalny odpowiednie zachowanie tych osób i ludzi, którzy rządzą. Ogólnokrajowe testy, fiksacja na stanowiskach z respiratorami, opustoszone kliniki w oczekiwaniu na ogłoszoną powódź ofiar COVID-19 i ćwiczenia selekcji chorych wywołały panikę, a tym samym umożliwiły posłuszeństwo silnie zastraszonej ludności.

Czy strach nie powinien minąć?

Ponieważ już przed wprowadzeniem lockdownu stało się coraz bardziej jasne, że Niemcy prawdopodobnie zostaną w znacznej mierze oszczędzone, dwa wywołujące strach obrazy zdominowały sprawozdania również u nas i spowodowały dalszy postęp strachu i posłuszeństwa: trumny i śmiertelny chaos w wielu klinikach włoskich oraz hiszpańskich, kontenery chłodnicze pełne zwłok i masowe groby w Nowym Jorku. Na tej podstawie stwierdzono, że będzie to prawdopodobnie niebezpieczna epidemia.

Ale jest nieprawdopodobne, że ten sam wirus jest o wiele bardziej nieszkodliwy w Hamburgu niż w Nowym Jorku. Muszą być inne powody. Dlatego skoncentrowałem swoje badania na tych nowych głównych punktach wydarzeń. Być może, mam nadzieję, lepiej byłoby również zrozumieć, dlaczego wiele rządów wielokrotnie mówi o zbliżającej się „drugiej fali” i dalszej potrzebie lockdownu.

Obecnie argumentuje się, że środki musiałyby zostać utrzymane mniej więcej do momentu uratowania całej populacji przez szczepienia. Wymagane jest półtora roku „nowej normalności” bez wyjazdów wakacyjnych, festiwali, wydarzeń kulturalnych i sportowych i przewiduje się przymusowe szczepienia, przymusowe testy, aplikacje śledzące i immunologiczne.

Ale dlaczego? Co sprawia, że rząd jest tak pewny, że uważa za konieczne uchylenie w znacznej części konstytucji, doprowadzenie klasy średniej do bankructwa i wywołanie bezrobocia wśród robotników i pracowników umysłowych? Co jeszcze nam zagraża?

Detektywi medyczni: Spojrzenie pod powierzchnię

Dlatego ważne jest, aby dowiedzieć się, co wydarzyło się na przykład w północnych Włoszech, Hiszpanii lub Nowym Jorku. Aby to zrozumieć, należy przeprowadzić więcej badań niż naucza się w normalnej epidemiologii. W Baltimore, na niestety skorumpowanym obecnie instytucjonalnie Uniwersytecie John Hopkins’a, ukończyłem intensywne szkolenia epidemiologiczne, które dały mi dużo wiedzy metodologicznej. Był też jeden wydział o nazwie „Detektywi medyczni”.

Tutaj można było się dowiedzieć z historii i z wielu dobrze zbadanych przypadków, jakie zdrowotne konsekwencje mogą wynikać na przykład poprzez korzystanie ze (skażonej – przyp. tłum.) studni czy zatruć pokarmowych i jakie sztuczki utrudniają odróżnienie przyczyn naturalnych od przyczyn spowodowanych przez człowieka, a nawet przestępczych. Na wydziale detektywów medycznych - wszyscy wiedzą o tym z powieści kryminalnych – mówi się o sprawcach i ofiarach, motywach i broni, alibi i zleceniodawcach.

Epidemia - nawet ta ogłoszona przez WHO – może być „fake’em”. W przypadku ptasiej i świńskiej grypy byłem w stanie doświadczyć i zbadać pozbawione skrupułów i skorumpowane machinacje przemysłu farmaceutycznego i szczepionkowego. Wywoływano wciąż na nowo obawy o zdrowie, aby (ze sprzedaży – przyp. tłum.) niebezpiecznych produktów przekierować miliardy z funduszy publicznych do prywatnych kieszeni.

Właśnie dlatego w przypadku COVID-19 można zapytać: czy również w tym przypadku kryje się jeszcze coś innego za kontynuowaniem niepokoju wśród społeczeństwa? Qui bono? Kto korzysta na strachu?

Wirusolodzy ponownie jako wywołujący strach

Oprócz WHO, wywołującymi strach są ponownie znani mi z przeszłości wirusolodzy. W większości – i jest to niestety "nowa normalność" – nawiązali oni ścisłą współpracę z przemysłem farmaceutycznym lub innymi inwestorami. Zostanie profesorem jest dziś łatwiejsze, jeśli udowodnisz swoje umiejętności pozyskiwania środków zewnętrznych. Nauka przyzwyczaiła się do "oszukiwania", a uniwersytety ułatwiają to poprzez nieprzejrzystą działalność, partnerstwa publiczno-prywatne lub współpracę z fundacjami rzekomo charytatywnymi.

Wirusologia berlińskiego Charité jest finansowana w zakresie COVID-19 przez Fundację Billa i Melindy Gates. Współautor testu PCR Drosten’a jest m.in. dyrektorem zarządzający firmy biotechnologicznej TIB Molbiol, która obecnie coraz częściej produkuje testy i sprzedaje je w milionach. Ale są to detektywistyczne ustalenia wtórne, które w żaden sposób nie wyjaśniają, co wywraca ten świat do góry nogami.

Większość ekspertów nie może już zaprzeczyć, nie kompromitując się na dalszą część swojej kariery. że ryzyko infekcji w Niemczech i krajach sąsiednich minęło. A jednak są ludzie w rządach, urzędach i nauce, którzy chcą nas zastraszyć, zamknąć ze strachem i dalej prowadzić na pasku.

Mojej złości z powodu tej niezrozumiałej z medycznego punktu widzenia paniki oraz z powodu wielu bezsensownych epidemiczno-sanitarnych uprawnień (władzy – przyp. tłum.) i dyscyplinowania ludzi pozbawiając ich wolności, towarzyszy również ciekawość „medycznego detektywa”, który zastanawia się nad możliwymi ukrytymi motywami. Nie chcę tu jednak zajmować się kontekstem politycznym ani gospodarczym. Nadejdzie na to czas i to nie jest moja specjalizacja.

Czy "druga fala" nadejdzie?

Pytanie, które sobie zadaję, brzmi: jak może się udać stworzenie tego rodzaju groźnych scenariuszy, biorąc pod uwagę niewątpliwie stosunkowo nieszkodliwy patogen z pomocą których można by bez wysiłku pozbyć się krytyków i które stanowiłyby ciągłą pożywkę dla mediów wzbudzających strach wśród społeczeństwa?

Chciałbym również wiedzieć, na podstawie jakich odkryć naukowych kanclerz, jej minister zdrowia, jej nadworny wirusolog i inni nadal ogłaszają: druga fala dopiero nadejdzie. To wszystko będzie trwało jeszcze wiele miesięcy. Nie możemy jechać na wakacje. W przyszłości musimy przygotować się do pracy z domu. Wszyscy musimy zostać poddani badaniu na obecność wirusa, śledzeni i zaszczepieni szybko przetestowanym produktem. Wszystko to znajduje się już w scenariuszu zatytułowanym "Pierwsza współczesna pandemia", opublikowanym przez Billa Gatesa 23 kwietnia, ale nie jest on również tam medycznie uzasadniony.

Wskazówka z Nowego Jorku

31 marca otrzymałem ważną wskazówkę: nowojorski lekarz intensywnej terapii dr Cameron Kyle-Sidell zaalarmował swoich kolegów niesamowitą obserwacją. Relacjonował: – To, czego doświadczyłem, to nie byli pacjenci COVID-19. Nie wykazywali objawów zapalenia płuc, ale wyglądali jak pasażerowie samolotu, który nagle traci ciśnienie na dużych wysokościach.

Musiało to być zatem zakłócenie transportu tlenu we krwi. Przeanalizowałem i zaznaczyłem róne znane przyczyny takich objawów jedna po drugiej, o ile nie wchodziły w grę z powodu okoliczności. Najbardziej prawdopodobną rzeczą dla mnie była szybka hemoliza, zniszczenie erytrocytów (czerwonych krwinek), które wymieniają tlen w płucach na wydychany CO2 w celu transportu tlenu do wszystkich zakątków naszego ciała. Następnie pacjenci czują się jak gdyby byli duszeni, oddychają bardzo szybko i są zmęczeni.

Wiemy, co robić w takim przypadku, ponieważ pokazuje nam to się za każdym razem, gdy startujemy samolotem: maski tlenowe spadają z sufitu i przynoszą ulgę, dopóki wszystko nie będzie w porządku. Właśnie to najlepiej pomogło pacjentom w Nowym Jorku. Intubacja i wentylacja były jednak błędne i zabijały ludzi w wielu miejscach.

Nigeryjscy zmarli w Szwecji

Byłem świadomy takiego przypadku z tymi samymi zagadkowymi objawami, który został opisany w 2014 roku przez szwedzkich pneumologów u młodego pacjenta z Nigerii, który zmarł z tego powodu. W tym czasie podejrzewano niedobór enzymu i faktycznie stwierdzono go jako możliwą przyczynę śmierci, która występuje u 20 do 30 proc. populacji w wielu regionach Afryki.

Jest to tak zwany niedobór dehydrogenazy glukozo-6-fosforanowej "niedobór G6PD", jedna z najczęstszych osobliwości genetycznych, która może prowadzić do groźnej hemolizy (rozpuszczania krwinek czerwonych) głównie u mężczyzn, gdy przyjmowane są pewne leki lub substancje chemiczne. Poniższa mapa pokazuje rozprzestrzenianie się tego niedoboru (źródło i wyjaśnienia - tutaj).

Ta dziedziczna cecha jest szczególnie powszechna wśród grup etnicznych zamieszkujących obszary z malarią. Zmodyfikowany gen G6PD ma zalety w tropikach. Dzięki niemu osoby te są odporne na malarię. Niedobór G6PD jest jednak również niebezpieczny, jeśli osoby dotknięte chorobą wejdą w kontakt z niektórymi substancjami, które znajdują się na przykład w bobie, porzeczce, grochu i wielu lekach.

Należą do nich między innymi kwas acetylosalicylowy, metamizol, sulfonamidy, witamina K, naftalen, anilina, leki przeciwmalaryczne i nitrofurany. Niedobór G6PD powoduje wówczas zaburzenia procesów biochemicznych w krwinkach czerwonych i w zależności od dawki wywoływana jest hemoliza łagodna lub zagrażająca życiu. Zanieczyszczenia powstałe po uszkodzeniu erytrocytów prowadzą następnie do mikrozatorów, które zatykają małe naczynia krwionośne w narządach. Co spowodowało chorobę i śmierć młodego mężczyzny z Nigerii, było wówczas niejasne.

Przerażające odkrycie

Zweryfikowałem leki, które mogą powodować ciężką hemolizę z niedoboru G6PD i doznałem dużego szoku. Jedną z substancji, którą wymienia się jako bardzo niebezpieczną we wszystkich postaciach niedoboru tego enzymu, jest lek przeciw malarii – hydroksychlorochina (HCQ).

Jest to jednak dokładnie ta substancja, która od 2003 r. zalecana jest przeciwko SARS przez chińskich badaczy w Wuhan. Z Wuhan HCQ wróciła do nas z wirusem jako jedna z opcji terapeutycznych i została zaakceptowana jako taka. Jednocześnie, przy wsparciu WHO i innych agencji, HCQ zalecano jako obiecujący środek przeciwko COVID-19 do dalszych badań klinicznych.

Według doniesień produkcja tego leku ma wzrosnąć w Kamerunie, Nigerii i innych krajach afrykańskich. Indie są największym producentem HCQ i eksportują ją do 55 krajów. Werner Baumann, przewodniczący Bayer AG ogłosił na początku kwietnia, że „różne badania w laboratoriach i klinikach” dostarczyły pierwszych wskazówek, że chlorochina może być odpowiednia do leczenia pacjentów z koronawirusem. Następnie firma udostępniła kilka milionów tabletek.

Obecnie istnieją setki badań finansowanych przez różnych sponsorów na całym świecie, które są planowane lub są w toku, w których HCQ stosuje się samodzielnie lub razem z innymi lekami. Kiedy spojrzałem na kilka dużych badań, aby sprawdzić, czy pacjenci z niedoborem G6PD zostali wykluczeni, nie znalazłem odniesień do tej kwestii w większości planów badań. Na przykład w Stanach Zjednoczonych przygotowywane jest duże wieloośrodkowe badanie z udziałem 4000 zdrowych uczestników rekrutujących się z personelu medycznego. Tutaj jednak jest tylko mowa o reakcjach "nadwrażliwości", jakie można znaleźć w kontekście reakcji alergicznych w przypadku wszystkich leków. Również w badaniu chlorochina/ hydroksychlorochina na Uniwersytecie Oxford (NCT04303507) z udziałem 40 000 uczestników ryzyko związane z niedoborem G6PD nie jest wymienione. Jednak w innym dużym badaniu prowadzonym przez Pentagon istnieje wyraźne ostrzeżenie, aby wykluczyć z badania uczestników z niedoborem G6PD.

Poniższa grafika, oparta na informacjach z bazy danych WHO, pokazuje, ile badań nad COVID-19 i HCQ zostało zainicjowanych, i jak niewiele z nich bierze pod uwagę niedobór enzymu.

Wykres nr 1

Zwykle wspomina się tylko o powikłaniach układu krążenia przy stosowaniu chlorochiny lub hydroksychlorochiny, które doprowadziły do zakończenia badań w Brazylii, w którym zmarło 11 spośród 81 uczestników. Wygląda jednak na to, że niewiele uwagi poświęca się na całym świecie temu kolejnemu poważnemu działaniu niepożądanemu. Ponadto, z powodu braku alternatyw, stosowanie HCQ było tolerowane i masowo stosowane w wielu krajach od początku roku w ramach tak zwanego „indywidualnego stosowania”. „Indywidualne stosowanie” w medycynie odnosi się do używania w nagłych przypadkach leków, które nie zostały jeszcze zatwierdzone.

Zauważalne powtórzenia

Podczas tych badań coraz więcej rezultatów dostarczyły dokładniejsze oceny zgonów w szczególnie dotkniętych miastach. W Nowym Jorku i innych miastach Stanów Zjednoczonych donoszono, że zdecydowana większość to „Afroamerykanie” wśród ofiar śmiertelnych - dwa razy więcej, niż można by oczekiwać na podstawie ich udziału w ogólnej liczbie ludności.

Również z Anglii, gdzie dane dotyczące umieralności Euromomo wykazały wzrost śmiertelności od początku kwietnia, pojawił się raport, że 35 proc. z około 2000 poważnie chorych, czyli dwa razy więcej niż oczekiwano, pochodziło z „mniejszości” etnicznych („Murzynów, Azjatów lub innych mniejszości etnicznych”), w tym byli również lekarze i personel medyczny.

Wysoka śmiertelność lekarzy we Włoszech nadal wymaga pilnego wyjaśnienia. Śmierć około 150 lekarzy i tylko niewielu lekarzy płci żeńskiej jest łączona z COVID-19. Chociaż wiek mógł odgrywać rolę w wielu z tych przypadków, należy zauważyć, że wysoka częstość występowania niedoboru G6PD jest również opisana w niektórych regionach Włoch, a także we Włoszech HCQ zastosowano nawet u 71% osób, które uzyskały dodatni wynik testu PCR, a także profilaktycznie u personelu medycznego. To samo dotyczy Hiszpanii. Wśród 15 pierwszych zgonów COVID-19 w Szwecji znalazło się 6 młodych imigrantów z Somalii.

Zabójcza kombinacja

Zatrważający wynik moich badań brzmi: typowe ciężkie przebiegi z hemolizą, mikrozakrzepami i dusznością bez typowych objawów zapalenia płuc występują coraz częściej, gdy spotykają się dwa czynniki:

• wielu pacjentów, z niedoborem G6PD, których przodkowie żyli w krajach, gdzie występuje malaria;

• profilaktyczne lub terapeutyczne zastosowanie wysokich dawek HCQ;

Dokładnie tego można się spodziewać w Afryce i tak już właśnie jest wszędzie tam, gdzie na skutek migracji duża część ludności pochodzi z krajów, gdzie występuje malaria. Poniższa grafika pokazuje schematycznie przebieg tego procesu.

Wykres nr 2

Miasta takie jak Nowy Jork, Chicago, Nowy Orlean, Londyn, a nawet duże miasta w Holandii, Belgii, Hiszpanii i Francji są takimi ośrodkami. Jeśli test jest szeroko stosowany w tych głównych punktach migracji i, zgodnie z oczekiwaniami, wynik u ok. 10–20% populacji okaże się pozytywny, wśród nich znajdzie się także wiele osób z regionów niedoboru G6PD. Jeśli, zgodnie z planem, leczy się je profilaktycznie lub w ramach „indywidualnego stosowania” za pomocą wysokich dawek HCQ, to te poważne działania niepożądane wystąpią u młodych ludzi, co pokazała nam prasa szukająca sensacji i które to podtrzymują nasz lęk przed COVID- 19.

Nie wiadomo, jak często ta zabójcza kombinacja doprowadziła do ofiar. Jak dotąd nie było dyskusji na ten temat wśród osób odpowiedzialnych w WHO i rządach. Brak wiedzy i odpowiedzialności nawet wśród lekarzy odpowiedzialnych za leczenie pacjentów z COVID-19 lub za personel, który ich leczy jest przerażający.

Ponownie: To połączenie dotyczy nie tylko Afryki, ale także dużych części Azji, Ameryki Południowej i Środkowej, Krajów Arabskich (ew. Bliskiego Wschodu) i Morza Śródziemnego.

Wspomniane przypadki nie mają nic wspólnego z chorobą COVID–19. Wynik testu PCR, który prowadzi do profilaktycznego wypisania recepty na HCQ, jest wystarczający, aby wywołać poważne działania niepożądane nawet u jednej trzeciej osób z populacji ryzyka, leczonych w ten sposób.

Leczenie HCQ w przypadku niedoboru G6PD jest niebezpiecznym błędem w sztuce lekarskiej

Można to natychmiast zatrzymać, jeśli wszyscy lekarze prowadzący leczenie na całym świecie zostaną poinformowani o przeciwwskazaniu stosowania HCQ. Jednak WHO, CDC, ECDC, chińscy specjaliści SARS, izby lekarskie, agencje ds. leków oraz rząd federalny i jego doradcy nie dostarczyli, co jest karygodnie, tych informacji. W świetle trwających programów wydaje się to rażącym zaniedbaniem.

Błędem jest leczenie osób z niedoborem G6PD wysokimi dawkami pochodnych chlorochiny lub innych leków, o których wiadomo, że są niebezpieczne. Pod egidą WHO prowadzi się „Badanie solidarnościowe dotyczące sposobów leczenia COVID-19”, gdzie zdrowi ludzie są w pośpiechu narażani na zatwierdzone, zagrażające życiu eksperymenty. Setki badań klinicznych, w większości bezwartościowych badań obserwacyjnych z równoległymi podejściami, bardzo często prowadzone są z użyciem HCQ jako jedną z alternatyw.

Niemieckie ustawodawstwo w sprawie leków zabrania używania niedopuszczonych do obrotu leków, ale rząd mimo to postuluje za nimi. Test, który nie został zwalidowany i nie został zatwierdzony do celów diagnostycznych stanowi pretekst do stosowania leków zagrażających życiu - a wszystko to w przypadku choroby zakaźnej, gdzie wciąż nie ma dowodów, że stwarza poważne ryzyko wykraczające poza ryzyko sezonowej grypy.

Cała naprzód w stronę katastrofy

Niebezpieczeństwa związane z tą epidemią zilustrowano za pomocą naukowego hochsztaplerstwa. Nieodpowiedni test z Berlina stanowi pretekst do zabójczych działań na całym świecie. Konsekwencje tych błędnych działań prowadzą do nagłych wypadków w wielu regionach, które są przypisywane epidemii. Stwarza to falę strachu, na której tak wielu ludzi biznesu i polityki płynie, i która grozi pogrzebaniem naszych podstawowych praw.

Społeczeństwo, media i środowisko zawodowe nie wydają się być zaskoczone, że ponad dwa razy więcej „Afroamerykanów” umiera w Nowym Jorku i innych ośrodkach, niż można by się spodziewać z powodu ich liczby w ogóle populacji. W badaniach nad zgonami w Stanach Zjednoczonych i innych krajach zagrożenia związane z niedoborem G6PD są prawie zawsze ukrywane lub pomijane.

Czy wirusolodzy i inni eksperci od dawna głoszący, że w miastach Afryki nastąpi fala śmierci i straszne wydarzenia, wiedzą zatem o tych powiązaniach? Czy są też inne możliwe do zweryfikowania przyczyny, które uzasadniają tak doniosłe proroctwa? W końcu, czy są to tylko tematy dotyczące nauki czy również prokuratorów i sądów?

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Autorem tekstu jest dr med. Wolfgang Wodarg, urodzony w 1947 r., jest internistą i pulmonologiem, specjalistą w zakresie higieny i medycyny środowiskowej, a także zdrowia publicznego i medycyny społecznej. Po pracy klinicznej jako internista przez 13 lat był między innymi lekarzem publicznym w Szlezwiku-Holsztynie, jednocześnie wykładowcą na uniwersytetach i szkołach wyższych oraz przewodniczącym Komitetu Ekspertów ds. powiązanej z medycyną Ochroną Środowiska przy Izbie Lekarskiej Szlezwiku-Holsztynu; w 1991 roku otrzymał stypendium na Uniwersytecie John’a Hopkins’a, Baltimore, USA (epidemiologia). Jako członek niemieckiego Bundestagu w latach 1994–2009 był inicjatorem i rzecznikiem Komisji „Etyka i prawo współczesnej medycyny”, członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie przewodniczył podkomisji ds. Zdrowia i wiceprzewodniczący Komisji Kultury, Edukacji i Nauki. W 2009 r. zainicjował komisję śledczą w Strasburgu dotyczącą roli WHO w H1N1 (świńska grypa), gdzie po zakończeniu kadencji nadal pracował jako ekspert naukowy. Od 2011 r. pracuje jako niezależny wykładowca uniwersytecki, lekarz i naukowiec, a do 2020 r. był dobrowolnym członkiem zarządu i szefem Grupy ds. Zdrowia w Transparency International Germany.

Tekst oryginalny: https://www.wodarg.com/covid-19-medical-detectives/

Tłumaczenie: Billy Sole

Źródło: www.wodarg.com
Czytaj także