Fenomen zwany trumpizmem. Na jak długo?

Fenomen zwany trumpizmem. Na jak długo?

Dodano: 13
Donald Trump
Donald Trump Źródło: PAP/EPA / CRISTOBAL HERRERA-ULASHKEVICH
Przez zwycięstwo trumpizmu Buchanan rozumie trwałą reorientację Partii Republikańskiej z partii wolnorynkowej i jastrzębiej w polityce zagranicznej na stronnictwo klasy robotniczej, nacjonalizmu gospodarczego, restrykcjonizmu imigracyjnego i realizmu w stosunkach międzynarodowych – mówi DoRzeczy.pl Michał Krupa, amerykanista i publicystą konserwatywnego miesięcznika "Chronicles".

Dzień po wyborach prezydenckich w USA, Patrick Buchanan stwierdził, że być może Donald Trump nie wygra tych wyborów, ale sam trumpizm odniósł sukces. Co miał na myśli i dlaczego Buchanan jest autorytetem, gdy idzie o amerykański konserwatyzm?

Michał Krupa: Patrick J. Buchanan jest najpopularniejszym eksponentem tego, co w Polsce byśmy nazwali „ideową prawicą”, a co w warunkach stricte amerykańskich określane jest jako paleokonserwatyzm (w przeciwieństwie do neokonserwatyzmu oraz tzw. konserwatyzmu korporacyjnego). Był doradcą trzech amerykańskich prezydentów, w tym Ronalda Reagana oraz trzykrotnie ubiegał się o urząd prezydenta USA – dwa razy w prawyborach republikańskich oraz w 2000 roku jako kandydat niezależny. Jest tradycyjnym katolikiem, autorem, publicystą i stałym komentatorem telewizyjnym. Jego książki, w tym wydana po polsku „Śmierć Zachodu”, stały się bestsellerami.

Buchanan jest również istotny, gdyż wielu komentatorów, publicystów i politologów amerykańskich słusznie widzi w nim prekursora Donalda Trumpa. Gdy Buchanan ubiegał się o nominację republikańską w latach 90., w ostrych słowach krytykował multikulturalizm, militaryzację polityki zagranicznej, globalizm, niszczenie amerykańskiej potęgi gospodarczej przez skompromitowane idee wolnego handlu i leseferyzmu oraz chciwość oligarchii finansowej. Był amerykańskim nacjonalistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Otwarcie głosił hasło America First. Sam przyznał po latach, że choć miał racje w większości żywotnych dla Ameryki sprawach, co zresztą potwierdziła historia ostatnich 30 lat, to jednak Donald Trump miał lepsze wyczucie czasu. Buchanan jest więc autorytetem dla wielu amerykańskich konserwatystów nie tylko ze względu na swój niezwykły intelekt, wspaniałe pióro, talent oratorski i bogate doświadczenie polityczne na szczytach władzy, ale również jako prorok trumpizmu, taki polityczny odpowiednik Jana Chrzciciela, torujący drogę Trumpowi.

Co konkretnie Buchanan rozumie przez zwycięstwo trumpizmu?

Przez zwycięstwo trumpizmu Buchanan rozumie trwałą reorientację Partii Republikańskiej z partii wolnorynkowej i jastrzębiej w polityce zagranicznej na stronnictwo klasy robotniczej, nacjonalizmu gospodarczego, restrykcjonizmu imigracyjnego i realizmu w stosunkach międzynarodowych. Jest to zmiana na podobną skalę, co zmiana dokonana przez Ronalda Reagana w partii Abrahama Lincolna i będzie miała długotrwałe konsekwencje.

Niejednokrotnie zwracał Pan uwagę na osobę płk. Douglasa Macgregora, m.in. gdy prezydent Trump przymierzał się do nominowania go ambasadorem w USA. Tymczasem po wyborach Trump zwolnił dotychczasowego sekretarza obrony USA, a Macgregor został wysokim doradcą w Pentagonie na ostatniej prostej prezydentury Trumpa. Dlaczego?

Wydaje się, że Trump liczy się z tym, iż może stracić urząd prezydenta w styczniu, w sposób sprawiedliwy bądź nie, i chciałby wywiązać się z kluczowej obietnicy jeszcze z czasów kampanii prezydenckiej 2016 roku, tj. wycofania wojsk amerykańskich z zagranicznych konfliktów, tym samym eliminując „wieczne wojny”, jak je określa prezydent. Douglas Macgregor, emerytowany pułkownik armii USA i strateg wojskowy, od lat jest znanym krytykiem amerykańskiej polityki zagranicznej i militarnych interwencji, jako szkodliwych, niszczących reputację Ameryki, niemających żadnego strategicznego uzasadnienia. Dał się również poznać jako krytyk amerykańskich neokonserwatystów, którzy wierzą w konieczność podtrzymywania hegemonii Waszyngtonu drogą zbrojeń i konfliktów. Co więcej, podpadł też potężnemu lobby izraelskiemu w USA, które nie darzy go specjalną sympatią za krytyczne uwagi sprowadzające się zasadniczo do zarzutu, iż owe lobby i jego liczne organy korumpują i szantażują amerykańskich polityków, wywierając tym samym skuteczną presję w celu prowadzenia polityki amerykańskiej zgodnie z oczekiwaniami rządu izraelskiego. Macgregor jako doradca sekretarza obrony Christophera Millera na pewno koordynuje proces wycofywania amerykańskich żołnierzy z zagranicznych wojen, w szczególności z Syrii, Afganistanu i Iraku. Mianowanie tak niepoprawnej politycznie postaci najpierw na ambasadora w Berlinie, co zostało zablokowane przez Demokratów i nieprzychylnych Republikanów w Senacie, a teraz na wysokie stanowisko w Pentagonie świadczy o tym, że Trump na poważnie podchodzi do jednej ze swoich wciąż nie zrealizowanych obietnic wyborczych.

Abstrahując od obecnego sporu wyborczego, czy ogólne posunięcia administracji Trumpa w ostatnich tygodniach świadczą o chaosie w obozie odchodzącej władzy?

Dla niektórych „twardych” zwolenników Trumpa, jak Steve Bannon, problem leży w tym, iż poza działalnością Rudy’ego Giulianego, osobistego prawnika Trumpa, który pilotuje i koordynuje proces zaskarżania licznych nadużyć i manipulacji wyborczych w niektórych stanach, sztab Trumpa wydaje się być pogodzony z porażką. Osobiście uważam, że sztab ma szansę na nowo zenergetyzować wyborców Trumpa poprzez umiejętne wykorzystanie faktu, iż Sąd Najwyższy zamierza rozpatrzyć skargę stanu Teksas na 4 stany, w których Trump twierdzi, że wygrał i w których odnotowano liczne, wręcz bezczelne fałszerstwa wyborcze na szeroką skalę. Establishment republikański zaś zachowuje się wstrzemięźliwie, podkreślając znaczenie i wagę zbliżających się wyborów uzupełniających do Senatu w Georgii 5 stycznia 2021 r., których wynik rozstrzygnie o tym, czy Demokraci będą mieli pełnię władzy w Waszyngtonie, wraz z Białym Domem i Izbą Reprezentantów. Zdecydowanej większości wyborców Trumpa trudno jednak pogodzić się z koniecznością głosowaniu na reprezentantów partii, która nie stoi murem za swoim prezydentem, nawet jeśli, jak twierdzi Ann Coulter, od wyborów w Georgii „zależy los cywilizacji zachodniej”.

Jeśli trumpizm ma rzeczywiście przetrwać w partii republikańskiej i w USA, to kto może przejąć polityczną spuściznę Donalda Trumpa?

Trudno wskazać kogoś, o podobnej do Trumpa charyzmie lub kogoś, kto byłby w stanie gromadzić tak ogromne tłumy na swoich wiecach wyborczych. O ile Trump przez większość swojego życia był przede wszystkim showmanem i ekscentrycznym biznesmenem, wielu z tych, którzy zapewne chcieliby ponieść dalej sztandar trumpizmu, patriotycznej kontrrewolucji amerykańskiej klasy średniej i robotniczej, jak Josh Hawley, Tom Cotton czy Matt Gaetz, są przede wszystkim politykami. Najbliżej do rozpoznawalności Trumpa dochodzi dziennikarz telewizji Fox News, Tucker Carlson, znany ze swoich pro-nacjonalistycznych i antyliberalnych tyrad i publikacji. Ale nawet w przypadku Carlsona, dostrzegam przewagę intelektu nad charyzmą. Trump był jak słoń w sklepie z porcelaną. Nikogo nie przeprasza, za każdy atak oddaje dwa razy mocniej. Jego wyborcy kochają w nim, że walczy, że się nie poddaje, że symbolicznie pokazuje środkowy palec całemu dwupartyjnemu establishmentowi, który sprzedał ich ukochany kraj wielkiej finansjerze, zagranicznym interesom i chce wyrwać im ich kulturę, bohaterów narodowych, tradycje i tożsamość.

Uważam więc, że jeśli nie sam Trump, to ktoś z jego rodziny, z jego nazwiskiem, byłby gotowy przejąć spuściznę tego fenomenu zwanego trumpizmem. Osobiście widzę potencjał w Donaldzie Trumpie Juniorze, który, jeśli się okaże, iż faktycznie wybory zostały sfałszowane na masową skalę i skutecznie to ukryto przed amerykańską opinią publiczną, byłby w stanie w przyszłości odegrać rolę politycznego mściciela. Póki co, jednak, Donald Trump nigdzie się nie wybiera, a na pewno nie z Partii Republikańskiej.

Rozmawiał: Wojciech Golonka
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także