Demokracja z zamiarem bezpośrednim

Demokracja z zamiarem bezpośrednim

Dodano: 
Waszyngton. Wiec poparcia dla Donalda Trumpa
Waszyngton. Wiec poparcia dla Donalda Trumpa Źródło:PAP/EPA / Michael Reynolds
6 stycznia, dzień 310. Wpis nr 299 | Wiedziałem, że Trzech Króli w tym roku będzie nadzwyczajne. Wydarzenia w Waszyngtonie na początku przysłonił sukces Kamila Stocha, co świadczy, że u nas jednak „wsi spokojna”.

Na 6 stycznia zapowiadał się prawie, że ostateczny termin zakończenia długiego procesu wyborczego w USA. Z punktu widzenia medialnego jest niby po sprawie, ale Zygmunt Staszewski, z którym przeprowadziłem wywiad wskazał jakie są jeszcze formalne kroki przez Trumpem, które pozwoliłyby mu marzyć o odwróceniu niekorzystnego wyniku.

Właśnie 6. stycznia odbył się wiec zwolenników Trumpa pod Białym Domem, gdzie prezydent jeszcze raz powtórzył większość swych zarzutów w sprawie fałszowania wyborów. Jak zwykle u Trumpa była była to sążnista tyrada, w której, jeśli połowa to prawda, to odbył się w USA skandal wyborczy na niespotykaną skalę. Do stolicy zjechały setki tysięcy zwolenników obecnego prezydenta, którzy mocno mu kibicują w odebraniu „skradzionych wyborów” złodziejom.

Wszystko zależało od postawy wiceprezydenta Mike’a Pence’a, którego kluczową rolę omówiliśmy w cytowanym wywiadzie. O co szło? Otóż chodzi o certyfikację przez obie izby, Izbę Reprezentantów i Senat, prawomocności reprezentacji poszczególnych elektorów, którzy już oddali zwycięstwo Bidenowi. Na Kapitol wjechały po jednej kopercie z listą elektorów z każdego stanu i sześć podwójnych, to znaczy, dwóch różnych grup elektorów, które różnią się tym, że gdyby uwzględnić zastrzeżenia co do uczciwości wyborów wyłoniłyby inną, bardziej sprzyjającą Trumpowi grupę. I według nadziej Trumpa Mike Pence miał odrzucić od razu te „probidenowskie” sześć kopert, uznać te drugie wersje i sprawa by się rozstrzygnęła przy zielonym stoliku. Pence już wcześniej zapowiedział, że nie dokona samodzielnego wyboru „właściwych” kopert, co zostało uznane za jawną zdradę i ogłoszone z satysfakcją przez mainstreamowe media.

Rozpoczęła się „normalna procedura”, czyli wewnętrzna dyskusja połączonych izb nad każdą z list, a właściwie uzasadnieniem tez o fałszerstwie. Kłopot polega na tym, że Guliani, prawnik Trumpa w sprawie wyborów, zaskarżył wyniki w sześciu „swing states” do Sądu Najwyższego, a ten uchyli się co do własnych kompetencji, odsyłając wnioski do rozpatrzenia przez lokalna legislaturę. Na wieść o „zdradzie” Pence’a tłum w 15 minut po rozpoczęciu posiedzenia połączonych izb ruszył na Kapitol, wdarł się do budynków i obrady przerwano.

Ważne jest, co wcale nie jest takie jasne, by wiedzieć JAKĄ procedurę zainicjował Pence. Bo może to pójść w dwie strony – decyzję o uznaniu postawi się obu izbom, albo Pence rozstrzygnie w ten sposób, że obie koperty prześle do lokalnej legislatury sześciu stanów, by te – po wewnętrznym śledztwie – podjęły decyzję, która koperta jest właściwa, albo wyłoniły swoją własną, trzecią wersję listy. Wtedy byłoby to wyjście salomonowe dla Pence’a i wcale nie zmniejszyłoby szans Trumpa na reelekcję. Ale zdaje się, że Pence wybrał ten pierwszy wariant, przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą parę kopert, tę z Arizony.

Niestety trudno dociec, w jakiej procedurze jesteśmy, bo to została przerwana nagle przez wtargnięcie do budynków Kongresu zrewoltowanego tłumu. Polityków ewakuowano, zaś gubernator Georgii wprowadził od 18.00 godzinę policyjną. Biden ubiegł Trumpa i zwrócił się do niego o to by przemówił i uspokoił tłumy, co Trump w pewnym sensie uczynił. Mieliśmy niewiarygodne sceny, jak z parlamentów bantustanów, gdzie sale posiedzeń zajęły tłumy, łącznie z mównicą, z której popłynęły zapewnienia, że lud się nie podda.

Trump idzie po cienkiej linie, bo – jak widać po braku bezpośredniej reakcji na jego apel o pokojowe rozejście się do domów – trudno mu będzie okiełznać tłumy. Pojawiły się też pierwsze postrzelone ofiary zamieszek, co może eskalować konflikt.

Teraz napięcie pod Kongresem spada, ale bilans jest nieciekawy. Na terenie Kongresu zmarły cztery osoby, w tym jedna postrzelona, poturbowano ciężko 15 policjantów, z czego jednego poważnie zlicznczowano, kiedy został wciągniętym przez rozwścieczony tłum. Przed siedzibą Demokratów znaleziono bombę rurową, ale jako że taką sama znaleziono przed siedzibą Republikanów oznacza, że pewnie obie podrzuciła Antifa, dla której im gorzej tym lepiej.

Formalnie w nocy ze środy na czwartek obie izby znaczną większością głosów odrzuciły zastrzeżenia republikanów wobec zastrzeżeń wobec stanu Arizona. Zobaczymy, jak będzie z resztą, kiedy (i czy?) obrady zostaną wznowione. Trump ma w ręku coraz mniej narzędzi i stanowią już one coraz bardziej posunięcia siłowe, które raczej narobią mu wrogów. Rozpoczęła się sesja dymisji administracji Trumpa i wspomina się o pozbawieniu Trumpa władzy, bo nie wiadomo co jeszcze narozrabia w ostatnich dwóch tygodniach swej prezydentury.

7 stycznia powinien przynieś jakieś rozstrzygnięcie. Ale można się spodziewać, że polityczne pęknięcie narodu amerykańskiego będzie się pogłębiać. Trump uzyskał około 75 milionów głosów podczas, kiedy w 2016 zwycięstwo dało mu już 60 milionów. Było tak jak z Dudą czy PiS-em. Rozbudowano znacznie własne elektorat, który obecnie się zawiódł ze swoimi nadziejami, bo miał przegrać o sfałszowany włos. Na Bidena zagłosowało więcej ludzi niż na jego guru – Obamę, co dowodzi, przeciwnicy Trumpa zagłosowaliby na karburator, skoro wybrano kandydata, który właściwie nie robił kampanii i siedział w piwnicy.

Ale takie miał zadanie, od kiedy Hillary Clinton namówiła go do startu słowami „Nic się nie martw – tylko wystartuj, resztą my się zajmiemy”.

Zobaczymy co się stanie w czwartek i jak zareagują obie strony.

PS.

Wyszedł mi pozytywny wynik testu PCR. Od 1 stycznia mam 39,5 stopnia, co prawda już mi lepiej, ale taka temperatura jest męcząca. Stąd dostatnio więcej byków w moich tekstach, bo jestem w pewnej formie maligny związanej z gorączką. Od razu uprzedzam wszystkich „a widzisz?” – nie zmienia to mojego stosunku do wątpliwości związanych z pandemicznością koronawirusa. Zastrzegłem to sobie we wcześniejszych tekstach. Nie jestem z tych, co nie wierzą w epidemię zapalenia płuc, a potem jak zachorują na nie to zmieniają front o 180 stopni, że skoro mnie już trafiło to znaczy, że coś jest na rzeczy. W końcu jesteśmy małą cząsteczką dzisiejszych statystyk. A więc należę do tych 14.151 ludzi, którzy wczoraj mieli pozytywne wyniki. Tyle. Dbam o siebie i już dziękuję bliskim za ich pomoc i deklaracje.

Zdrowia!

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także