W końcu czerwca w kaukaskim Dagestanie doszło do ataków na dwa kościoły, dwie synagogi i posterunek policji. W strzelaninie dżihadyści zabili ponad 20 osób. Niespełna trzy miesiące wcześniej w zamachu na podmoskiewski Crocus City Hall zginęło 145 osób. Po tamtym akcie terrorystycznym pojawiły się głosy, że wszystko zostało ukartowane przez rosyjskie służby. Przypominano przy tym ataki, które miały miejsce przed rozpoczęciem drugiej wojny czeczeńskiej. Był to fałszywy trop, który jednak był dla Rosji wygodny. Odwracał on bowiem uwagę od problemu, który coraz mocniej ją zżera, a którego istnieniu rosyjska propaganda stara się zaprzeczać, tj. problemu Rosji z islamem. Państwo to ma go zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Z jednej bowiem strony szybko rosnąca liczba muzułmanów jest w Rosji prześladowana, a Rosjanie mają uzasadnione powody, by bać się islamizacji. Rośnie też radykalizacja muzułmanów na Kaukazie, gdzie gwałtownie przybywa liczba ekstremistycznych salafitów. Z drugiej strony natomiast aktywność Rosji w Syrii, Afryce Północnej czy ostatnio w Afganistanie naraziła ją na konfrontację z Państwem Islamskim (ISIS) i Al-Kaidą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.