Po nieudanym zamachu na Donalda Trumpa w internecie krążyło zdjęcie, na którym kandydat Republikanów stoi z pięścią wzniesioną w górze i zakrwawioną twarzą, a w tle powiewa flaga USA. Facebook oznaczał to zdjęcie jako treść zmodyfikowaną, mimo że było autentyczne. Zrobił je fotograf Evan Vucci z Associated Press. Dopiero teraz spółka Meta, czyli właściciel Facebooka przeprosiła, twierdząc, że użytkowników w błąd wprowadził system.
Facebook oznaczał autentyczne zdjęcie jako zmodyfikowane
Wielu komentatorów sceny politycznej na całym świecie stwierdziło, że wspomniane zdjęcie Trumpa stanie się jednym z najbardziej kultowych w historii Ameryki. Zanim Trump został ewakuowany ze sceny przez agentów Secret Service, wykonał gest uniesionej w górę pięści i krzyknął "walka, walka", na co obecni na wiecu Amerykanie zaczęli skandować "USA, USA".
Jak zauważył amerykański portal Fox Business, powołując się na doniesienia użytkowników serwisu społecznościowego, Facebook oznaczał zdjęcie jako "zmienione w sposób, który może wprowadzać ludzi w błąd", czyli np. głęboko zmodyfikowane graficznie czy stworzone przez sztuczną inteligencję. W rzeczywistości żadnej modyfikacji nie było.
Rzecznik firmy Meta Dani Lever przeprosiła i twierdziła, że ujęcie zostało błędnie uznane za zmanipulowane. Przekonywała, że błąd wynikał z tego, że po zamachu w Butler w sieci krążyło zmanipulowane zdjęcie z uśmiechniętymi funkcjonariuszami tajnych służb, którzy na wiecu mieli chronić Trumpa. System jednak się pomylił i za takie zdjęcie uznawał także to autentyczne, na którym jest były Republikanin jest z uniesioną dłonią.
Donalda Trump cudem przeżył zamach
Do zamachu doszło 13 lipca na wiecu w Butler w Pensylwanii. Kiedy Donald Trump przemawiał do swoich sympatyków w jego kierunku padły strzały. Polityk złapał się za bok głowy i padł na ziemię. Jedna z kul trafiła go w ucho. Chwilę później policyjny snajper wyeliminował zamachowca.
Z przeprowadzonej symulacji wynika, że o życiu Donalda Trumpa zadecydowały centymetry. Trajektoria pocisku pokazuje, że gdyby nie ruch głową byłego prezydenta, kula trafiłaby go w głowę.
Mimo szczęścia w nieszczęściu nie obyło się bez ofiar. Kule wystrzelone przez zamachowca dosięgły uczestników spotkania. Jeden z mężczyzn zginął, zasłaniając własnym ciałem swoją córkę. Dwie osoby w ciężkim stanie trafiły do szpitala, gdzie lekarze zdołali uratować ich życie.
W Ameryce pojawiły się olbrzymie niepokoje wokół postawy agentów Secret Service oraz policjantów, którzy ochraniali tego dnia kandydata na prezydenta. Dokładnym wyjaśnieniem zamachu zajmuje się FBI, sprawę badają także właściwe komisje amerykańskiego Kongresu.
Czytaj też:
Co trafiło Trumpa w ucho? FBI ucina spekulacjeCzytaj też:
Dyrektor Secret Service zrezygnowała ze stanowiska po kompromitacji na przesłuchaniu