Do jego ustąpienia wzywał chociażby Jacek Żakowski, publicysta, którego o sympatie prawicowe posądzić nie sposób. Słusznie dowodził, że skoro wybory prezydenckie były de facto plebiscytem za rządami Tuska czy przeciw nim, to przegrana Rafała Trzaskowskiego powinna pociągać natychmiastową rezygnację premiera.
Premier doskonale rozumiał skalę katastrofy. Nic dziwnego, że przez ponad miesiąc on sam i jego zaplecze łudzili się opowieściami o niedopuszczeniu do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego. Ba, najbardziej krzykliwi i podnieceni propagandyści rządowi (przykro to powiedzieć, ale w tej roli wystąpili szacowni niegdyś profesorowie prawa) snuli wizje przewrotu, opowiadając o przejęciu władzy przez marszałka Sejmu. Swoją drogą zastanawiam się, czy gdyby wówczas, w lipcu i sierpniu, marszałkiem był nie Szymon Hołownia, a Włodzimierz Czarzasty, to czy faktycznie do zamachu stanu by nie doszło. Wyraźnie widać, że lider lewicy ma w sobie więcej wigoru i pragnienia zemsty niż jego poprzednik.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

