Dymisja Kułeby to tylko część szerszej rekonstrukcji rządu. Wcześniej ze swoich stanowisk zrezygnowali: minister do spraw reintegracji tymczasowo okupowanych terytoriów Iryna Wereszczuk, wicepremier do spraw integracji europejskiej i euroatlantyckiej Olha Stefaniszyna, minister środowiska i zasobów naturalnych Rusłan Stiłeć, szef Funduszu Majątku Państwowego Witalij Kowal, minister sprawiedliwości Denys Maluśka oraz minister do spraw strategicznych gałęzi przemysłu Ołeksandr Kamyszin. Z perspektywy Warszawy, rzecz jasna, najważniejsza jest jednak zmiana na stanowisku szefa ukraińskiej dyplomacji. Przypomnijmy, że Kułeba niedługo przed dymisją wystąpił, wspólnie z Radosławem Sikorskim, podczas Campusu Polska. Odpowiadał też na pytania publiczności. Jedno z nich brzmiało: „Kiedy Polska będzie mogła przeprowadzić ekshumacje na Wołyniu?”. Na marginesie warto odnotować, że autorka pytania otrzymała gromkie brawa. To zaś (zarówno aplauz, jak i samo postawienie pytania) może oznaczać, że nawet elektorat Koalicji Obywatelskiej zaczyna dziś rozumieć potrzebę bardziej asertywnej niż dotychczas polityki wobec Ukrainy. „Zdaje sobie pani sprawę, czym była operacja »Wisła«, i wie pani, że ci wszyscy Ukraińcy zostali przymusowo wygnani z terytoriów ukraińskich, żeby zamieszkać m.in. w Olsztynie?” – tak odpowiedział Kułeba. Jak wiadomo, wysiedlenia obejmowały Lubelszczyznę, Małopolskę i Podkarpacie.
Pretensje terytorialne?
Wypowiedź ministra zabrzmiała tak, jakby rościł w imieniu Kijowa pretensje terytorialne wobec Polski. O ile negacjonizm wołyński to na Ukrainie główny nurt polityki historycznej, o tyle postulat „odzyskania” Zakerzonia pojawiał się jedynie w niektórych kręgach nacjonalistycznych. Na przykład w 2014 r. lider Prawego Sektora Andrij Tarasenko stwierdził, że Polska „powinna oddać Przemyśl” Ukrainie. Oczywiście Kułeba nie wyraził się w tak bezpośredni sposób. Niemniej rzecznik ukraińskiego MSZ przesłał Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie, w którym sprostował wypowiedź swojego szefa. „Żałujemy, że niektóre siły, które nie są zainteresowane przyjaznymi stosunkami ukraińsko-polskimi, próbują umieścić słowa ministra w kontekście rzekomych roszczeń terytorialnych, których ukraiński minister spraw zagranicznych nigdy nie wyrażał i nie mógł wyrażać” – czytamy. W oświadczeniu akcję „Wisła” nazwano „zbrodnią reżimu komunistycznego”. Jak zapewnia rzecznik MSZ, mówiąc o „ukraińskich terytoriach”, Kułeba miał na myśli „terytoria Polski, na których Ukraińcy historycznie mieszkali w zwartej społeczności”. Możliwe, że tak właśnie było. A możliwe, że Kułeba nie jest szaleńcem i nie chciałby walczyć z Polską np. o Przemyśl, ale w głębi duszy uważa, że to miasto jest ukraińskie i jego polskość jest niesprawiedliwa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.